Okazuje się, że nawet wokół św. Mikołaja można zrobić polityczną zadymę. Np. w Holandii.

 

Mamy dzisiaj dzień, na który czekają wszystkie dzieci w Polsce. W wigilię,  czasem zwaną Gwiazdką, przychodzi święty Mikołaj i dzieciom grzecznym rozdaje prezenty, a niegrzecznym do niedawna – rózgi, choć to już chyba nie jest modne, czyli politycznie poprawne. Od wielu pokoleń, zgodnie z anglosaską tradycją, św. Mikołaj stał się dobrodusznym brodatym staruszkiem w stroju krasnoluda, z czapką elfa, tak jak go zaprogramował amerykański karykaturzysta Thomas Nast w 1863 roku. Obowiązuje też wykładnia, że św. Mikołaj przyjeżdża 24 grudnia z Finlandii saniami zaprzężonymi w renifery. Taki jest nasz św. Mikołaj, ale i Santa (Claus) u Anglosasów, Pere Noel we Francji, Babo Natale we Włoszech, Julemand w Norwegii i w wielu podobnych tradycjach.  

Nie zawsze tak było i nie wszędzie tak jest. Np. w Holandii pod koniec XIX wieku utrwalił się obyczaj, zgodnie z którym Sinterklaas, czyli św. Mikołaj uroczyście przybywa wraz ze swą świtą 6 grudnia na statku parowym (de intocht van Sinterklaas) …z Hiszpanii. Na głowie ma mitrę z krzyżem, a poza tym wszelkie atrybuty historycznego biskupa Miry (270-352 r.), dziś Demre w Turcji, od którego postać św. Mikołaja wzięła swój początek. Dziesiątki tysięcy Holendrów czerni sobie wtedy twarz i dłonie, maluje czerwoną  szminką usta i zakłada renesansowe berety, koronki i pantalony według mody z XVII wieku, aby odegrać role pomocników Sinterklaasa. Postać tego pomocnika, doskonale znana wszystkim holenderskim dzieciom to Zwarte Piet (Czarny Piotruś). W nocy, gdy wszystkie dzieci już śpią, czarni pomocnicy wspinają się na dachy i wchodzą przez czarne od sadzy kominy do domów, aby przy kominku zostawić prezenty od Sinterklaasa dla grzecznych dzieci, a niegrzeczne zabrać czasem do worka i wywieźć do Hiszpanii, gdzie przez cały rok będą musiały zbierać pomarańcze. Pełno jest w tym historycznej symboliki: do XVI wieku Niderlandy należały przecież do Hiszpanii, która kojarzy się z niewolą, a pomarańcze kojarzą się z kolorem dynastii Oranje-Nassau, którą założył Wilhelm I wyzwalając Holandię spod panowania hiszpańskiego w 1544 roku. Czarny Piotruś, który przybywa tym samym statkiem z Hiszpanii to kupiony jako chłopiec niewolnik-Maur (od słowa Maur, Maurzyn pochodzi także polskie słowo „murzyn”) - psotny, hałaśliwy, wesoły błazen, czasami głupawy i mówiący tylko na migi, bo nie zna języka. Ze względu na uczernioną twarz, przypisywaną mu umiejętność chodzenia po dachach i włażenia do kominów, a także zwinność, kostium i miotełkę, Zwarte Piet bywa też kojarzony z kominiarzem, czego wspólnym echem może być roznoszenie u nas życzeń noworocznych przez kominiarzy. Jest tak wrośnięty w pejzaż kulturowy Holandii jak wiatraki albo tulipany. W języku istnieją powiedzonka i przysłowia, np. lemand de zwartepiet toespelen (wrabiać kogoś w Czarnego Piotrusia, tj. znaleźć w kimś kozła ofiarnego) a w świat poszła np. gra w karty w Czarnego Piotrusia (Zwartepieten)…

Świętych Mikołajów jest w Holandii mało, bo to tylko symboliczni szefowie, ale Czarnych Piotrusiów jest wielu, bo mają pełne ręce roboty. Nie tylko tworzą świtę i orszak św. Mikołaja, ale roznoszą prezenty i rozdają specjalne imbirowo-korzenne ciasteczka (kruidnootjes [wymowa: krajłdonołćjes]) i pierniczki (pepernoten  [pejpernołten] ). Zawierają one dużo korzennych przypraw, ale robione są każde z innego ciasta i wypiekane tylko na okazję Sinterklaas. Te pierwsze, twardsze, malutkie i okrągłe, o płaskim spodzie, są rozdawane dzieciom i przechodniom na  ulicy. Te drugie, miękkie i mające postać brązowych kostek, są już potem w domu rozsypywane po stole (a nie podawane na tacy), często razem z cukierkami,  gestem symbolizującym sianie ziarna, a więc niosącym płodność. 

W takim kontekście, takiej roli i takim ubraniu Czarny Piotruś wydawał się nie wadzić nikomu i był uznaną tradycją na początek zimowego sezonu, w dodatku poprawną politycznie, co w Holandii wydaje się szczególnie ważne. No, ale od paru lat pojawił się problem podobny do naszej słynnej awantury o wierszyk „Murzynek Bambo” lub belgijskiej afery z komiksem „Tintin au Congo”. Wszczęli go ciemnoskórzy obywatele pochodzenia karaibskiego,  gdzie Holandia ma do dziś swoje wyspy (sześć byłych kolonii), razem z którymi tworzy Królestwo Niderlandów. W spolaryzowanej atmosferze wewnętrznej problem ten tylko czekał aby wybuchnąć z całą mocą w październiku tego roku, natychmiast wciągając do sporu polityków, celebrytów, a nawet ONZ. Lont podpalił Quinsy Gario, ciemnoskóry aktor z Curacao [kurasą], który orzekł w TV, że Zwarte Piet utrwala stereotyp rasizmu i ze względów wychowawczych powinien być zaniechany. ONZ poparła jego apel w oficjalnym wezwaniu do rządu Holandii.

 Większość Holendrów gniewnie zareagowała na tę jeszcze jedną próbę odzierania ich z utrwalonych i lubianych powszechnie tradycji w imię politycznej poprawności. Duża część mediów zaczęła akcentować „kominiarski” rodowód i symbolikę Czarnego Piotrusia. Specjalna strona na Facebooku opublikowała „pietycję” w obronie Zwarte Pieta, pod którą w ciągu kilku dni podpisało się dwa miliony osób (Holandia ma 17 mln mieszkańców). Ponad milion ‘lajków’ dostał niejaki Peter Udo który napisał na Facebooku:"Berichtje voor de VN: Is er niet ergens een oorlog, hongersnood of genocide gaande waar jullie je beter druk om kunnen maken?" (Przesłanie do ONZ: To już nie ma nigdzie na świecie wojen, głodu albo ludobójstwa, że nie macie nic lepszego do roboty?)

Emocje zawrzały. Grupa anty-Pietystów, która 6 grudnia zamierzała zrobić uroczysty ‘intocht’ parowcem, pomalowawszy sobie przedtem twarze na kolor pedalskiej tęczy, dostała ponoć listy grożące im śmiercią, na tyle poważne, że tego happeningu zaniechano. Celebryci, którzy poparli apel ONZ zostali zasypani obraźliwymi mailami i epitetami. Geert Wilders, lider nacjonalistycznej Partii Wolności, który jest obecnie na topie notowań opinii publicznej w Holandii zarobił kolejne punkty, gdy na Tweeterze napisał iż wolałby zlikwidować ONZ niż Zwarte Pieta. W Hadze demonstracja obrońców Piotrusia z hasłami: 'Kom niet aan onze Zwarte Piet!"(Odwalcie się od naszego Czarnego Piotrusia) 'Piet moet blijven! Handen af van ons cultureel erfgoed!' (Piotruś musi zostać. Ręce precz od naszego
kulturowego dziedzictwa) o mało nie zlinczowała czarnej kobiety, która ich zwymyślała na ulicy i którą w końcu musiała ratować policja.

Sprawa zrobiła się więc polityczna i ważna. Centroprawicowy premier Mark Rutte próbował ograniczyć się do komentarza „No cóż, Czarny Piotruś jest czarny”, a szef rządzącej koalicji Diederik Samsom usiłował zbagatelizować sprawę twierdzeniem, że jest to wymysł ludzi mających za dużo wolnego czasu. O ile jednak dotychczas Czarny Piotruś kojarzył się w Holandii tylko z miłą tradycją, świąteczną atmosferą i prezentami dla dzieci, to od tego roku stał się symbolem rasizmu i ofiarą politycznej poprawności. Trudno mi się tu jednak powstrzymać od trochę złośliwego komentarza, że Holendrzy, którzy jako pierwsi zalegalizowali narkotyki, wprowadzili eutanazję i „małżeństwa” pedalskie, a także od ręki wdrażali wszelkie pomysły na zrównanie płci, narodów, ras i gatunków, dziś padają ofiarą tej polityki w coraz mniej chcianym wymiarze. Może wreszcie wyciągną z tego jakieś większe wnioski?

 

Film:

Zapraszam na film dokumentalny z tegorocznej uroczystości powitania Sinterklaasa i jego czarnych pomocników w holenderskim Groningen. Chyba z przekory (ale i dzięki dobrej pogodzie) uczestniczyło w niej wyjątkowo dużo ludzi. Film pokazuje atmosferę i szczegóły opisywanego zwyczaju.

 https://www.youtube.com/watch?v=_xS-JxX9IZw