CO PISZĄ INNI: PiS ma do wykonania ważne dla Polski zadanie i bardzo dobrze, że to zrobi, pisze Jakub Korejba.

 

Fala oburzenia z faktu iż PiS zawłaszcza państwo jest tyleż intensywna, co niska i właściwie już się rozbija o mur społecznej obojętności. Niezależnie od nastrojów elity, prawda jest taka, że naród wybrał sobie do władzy „oszołomów” właśnie po to, aby to gnijące państwo wyburzyli, zaorali i zbudowali od nowa.

Histeryczny seans paniki i nienawiści pod tytułem „Platforma wiodąca lud na barykady" wywołuje już nawet nie zdziwienie, ale po prostu ironiczny uśmiech i zażenowanie. Wczorajsi nieudaczni premierzy (a właściwie tylko pani premier, bo, co znamienne, trzęsący się o drugą kadencję na tłustej brukselskiej synekurze Tusk zachowuje się wobec harców PiS-u, jak te trzy japońskie małpki, co to nic nie słyszą, nic nie widzą i nic nie mówią) umoczeni ministrowie i skompromitowani urzędnicy biją na alarm ostrzegając przed zalewającą kraj brunatną falą kaczyzmo-faszyzmu.

Jest to o tyle żałosne, że, jeżeli przyjąć, iż upartyjnianie instytucji państwowych, manipulowanie prawem (termin „falandyzacja" towarzyszy nam przecież od zarania nowego ustroju), wykręcanie rąk oponentom i przykrawanie instytucji do własnych potrzeb jest oznaką faszyzmu, to oznacza to, iż w państwie faszystowskim żyjemy od ćwierćwiecza. Wszystkie rządy III RP robiły to samo i tak samo i dlatego dzisiejsze biadolenie byłej władzy nie budzi już w ludziach najmniejszej reakcji. Co więcej, jeżeli wśród filarów ancien régime'u działania kaczystowskich sanatorów wywołują łzy, pot i biegunkę, to dla zmagających się z rzeczywistością życia w „najlepszej od 300 lat" Polsce zwykłym ludziom musi to być potwierdzeniem, iż nowe pokolenie „przyspieszaczy z siekierą" postępuje najzupełniej słusznie.

Bo jak to jest, że pomimo jazgotu mainstreamowych mediów, chóru wujów z uniwersytetów i instytutów naukowych oraz pohukiwań zagranicznych autorytetów, nikt nie ujął się za tak niecnie zgwałconym przez pisowców Trybunałem Konstytucyjnym, nie wyszedł na ulice bronić niezawisłości władzy sądowniczej, nie rzucił się Rejtanem w obronie poniewieranych sędziów? Widocznie dostali to, na co zasługują.

Pokazuję zatem i objaśniam, także na przyszłość, bo jest dla mnie jasne, że skok na Trybunał to tylko polityczna uwertura przed tym, jak Jaro przejdzie do dużo bardziej otwartego i radykalnego obrabiania kolejnych instytucji państwowych.

Społeczeństwo nie wstawiło się za sędziami, bo uważa ich za żerującą na państwie bandę zblatowanych nierobów, którzy korzystając z posiadanej władzy wymogli na politykach dla siebie gigantyczne przywileje (płacowe, socjalne, emerytalne) i zamiast być częścią rozwiązania, stali się  częścią problemu. Każdy, kto zetknął się z polskim wymiarem „sprawiedliwości" wie, że sędziowie to przekupne lenie, które pracują po jeden-dwa dni w tygodniu, pławiąc się w poczuciu bezkarności i biorąc za to do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Wie, że sprawy zwykłych ludzi ciągną się latami doprowadzając ich do psychicznej i materialnej ruiny, a w tym czasie dobrze ustawiony bandzior czy polityk dostaje „na cito" wyrok uszyty na miarę. A do tego, owi sędziowie, przy każdej możliwej okazji, czy to instalując dzieci w dobrej szkole, czy prowadząc auto po pijaku machają swymi służbowymi legitymacjami, zasłaniając się immunitetem.

I dokładnie z tych samych powodów, ludzie wzruszyli ramionami, kiedy Gliński tupnął nogą na media publiczne latami lejące w eter szambo „po linii i na bazie" na koszt abonenta, po czym spuścił ze smyczy Kurskiego, żeby ten dokonał czystki w TVP, przy której media białoruskie to wzór profesjonalizmu i niezależności. Ani też nikt nie mruknął, kiedy Morawiecki przyłożył domiar zachodnim bankom, które co miesiąc wysyłają do swoich central w Rzymie, Madrycie i Berlinie miliardy wyżyłowanych z Polaków paskarskich odsetek. I tak samo nie będą bronić żerującej na naszych składkach cynicznej kliki ordynatorsko-profesorskiej albo mafii lekowej, kiedy kniaź Konstanty dostanie od Kaczora zielone światło na jej wycięcie ogniem i mieczem, podobnie jak okopanej w czerwonych wieżach z kości słoniowej betonowo-sklerotycznej profesury, kiedy Gowin zacznie wietrzyć uniwersytety. A kroki te są tylko kwestią czasu, bo poza tym, że wszyscy normalni ludzie doskonale widza i wiedzą, jak nasze państwo wygląda w tych dziedzinach, Kaczyński czuje na plecach oddech Kukiza, gotowego przejąć inicjatywę, jak tylko kaczystowska Sanacja odstąpi od ideałów rewolucji, pod której hasłami dostała od Polaków pełnię władzy.

Załganą ultima ratio tych odstawionych od limuzyn i ośmiorniczek obrońców praworządności i niezawisłości sądownictwa jest argument, że jak tak dalej pójdzie, to eleganckie towarzystwo z Zachodu przestanie podawać nam rękę, wyrzuci z Schengen i w ogóle postawi w Brukseli do kąta.

Cóż, jakby to ujęli nasi Starsi Bracia, konieczność pokazania Hansowi w Zgorzelcu auswajsu w drodze na narty, to nie jest wielkie aj-waj, a na likwidację wspólnego rynku Niemcy nie pozwolą, bo to uderzy przede wszystkim w ich własny eksport. Zresztą ludzie, zarówno ci prości, jak i ci uczeni czują przecież znajomy smrodek późno-socjalistycznego zastoju, który coraz intensywniej unosi się z Brukseli i widzą, że jej instytucje coraz bardziej przypominają Politbiuro, Komisję Planowania i Cenzurę, a chciałyby jeszcze dostać uprawnienia ZOMO. A europejski król paserów towarzysz Juncker, który uczynił z Luksemburga jedną wielką pralnię lewych dochodów i podczas, gdy kolejne rządy z trudem dopinały kryzysowe budżety, zapraszał pod swoją jurysdykcję wszelkich hochsztaplerów i malwersantów, jest z pewnością ostatnią osobą, która może komukolwiek mówić co w Europie jest moralnie słuszne, a co nie. I chyba nikt, komu idea wspólnej Europy nadal jest droga, nie ma z pewnością nic przeciwko, żeby Kaczor razem z Cameronem i Orbanem dorzucili parę łopat żaru do pieca reform walącego się euromolocha.

Domyślam się, że powyższe słowa wywołają oskarżenia, iż „bronię PiS", podejrzenia o zaprzedanie się nowej władzy i piętnaście razy maglowane plotki, że obiecali mi ambasadorstwo w Moskwie. Nie, proszę Państwa, niestety (ze szkodą dla Polski) nic mi nie obiecali, a ja jestem w pełni świadomy, iż kierują nami dyszący żądzą politycznej zemsty prowincjonalni dyletanci. Wiem natomiast także, iż aby przetrwać i mieć jakiekolwiek perspektywy, nasz kraj musi się radykalnie zmienić. A to, kto będzie go zmieniał, jest dla mnie sprawą na tym etapie drugorzędną. Jak mawiał najlepszy obok Kisiela polski felietonista Maciej Rybiński: „Jeśli trzeba wykopać dół, to jest mi obojętne do kogo należy łopata".