IDEE I WARTOŚCI (05): Celibat duchownych jest ważną i cenną zasadą w Kościele, której powinniśmy bronić. Dlaczego?
Kiedy byłem młodym człowiekiem jak prawie wszyscy, którzy mają libido i własną rodzinę, krzywiłem się na celibat i gdyby mnie wtedy zapytano, zapewne byłbym za jego zniesieniem w Kościele. Dziś mam inne zdanie i celibatu w Kościele bronię, choć widzę, że sami celibatariusze bronią tej instytucji coraz słabiej.
Ostatnio znowu oglądałem w telewizji jakąś dyskusję na ten temat. Trafiłem na nią gdy była już w trakcie, ale to co widziałem było bardzo marne, a najgorzej wypadli w niej świeccy i młodzi z tzw. widowni. Już sam kierunek myślenia był zasadniczo chybiony. W dyskusji dominował bowiem pogląd, przyjęty jako oczywistość, której nikt nie podważał i nie rewidował, że celibat to przede wszystkim rezygnacja z seksu, a nie z rodziny i potomstwa. Prawdopodobnie miało to związek z młodym i bardzo młodym wiekiem większości dyskutantów. Niewiele do powiedzenia na ten temat mieli też dwaj zaproszeni (i też młodzi) duchowni, których nazwisk nie zapamiętałem. Nie wnieśli do dyskusji nic cennego, nie skorygowali jej kierunku i utopili swoje argumenty w teologicznym bełkocie, zupełnie moim zdaniem w tym przypadku niewłaściwym, o konieczności noszenia krzyża.
W tym miejscu muszę przypomnieć inną, choć podobną w treści dyskusję na ten sam temat, w której przed laty wystąpił w TV śp. o. Marian Żelazek, werbista, kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla, który 56 lat spędził w Indiach, gdzie założył i prowadził słynny ośrodek dla trędowatych, w Puri w stanie Orissa, gdzie go osobiście poznałem w 1986 roku, kiedy w Indiach mieszkałem. Występując w tamtej dyskusji, bodaj w roku 2003 (a zmarł w 2006 mając 88 lat) o. Żelazek powiedział wtedy tak: „Nie ma nic cenniejszego i piękniejszego niż rodzina. I właśnie dlatego z niej składamy Bogu ofiarę, bo nic większego nie możemy Mu zaofiarować”. Trafiło wiele lepiej niż reszta panelistów, którzy wtedy też się na ten temat zebrali przed kamerą i też zamknęli całość dyskusji między pojęciami ascezy a dyscypliny.
Zdumiewa mnie jednak, że ani wtedy, ani teraz żaden ze specjalistów od tego tematu nawet nie przybliżył się do argumentu, którym kiedyś w prywatnej rozmowie przekonał mnie na trwałe najświętszej pamięci ks. Roman Indrzejczyk,mój proboszcz z parafii pw. Dzieciątka Jezus na Żoliborzu, wspaniały, głęboko wierzący (co wcale nie jest u księży takie oczywiste!), piękny duchowo, a przy tym rozumny i trzeźwy kapłan, który zginął w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 (był kapelanem Prezydenta Kaczyńskiego). Odtwarzam sens jego słów: „Bezżeństwo jest łatwe, gdy pochodzi z własnego wyboru. O wiele trudniej jest znosić celibat ludziom, którzy celibatu nie wybierali, tylko celibat wybrał ich. Są wokół nas setki, a może nawet tysiące kobiet, które nie zdołały lub nie zdążyły znaleźć sobie męża. Są setki a może tysiące mężczyzn, którym nie udało się założyć rodziny. Są jeszcze inni, i jest ich także bardzo wielu, którym śmierć za wcześnie tę drugą osobę zabrała, nawet dziecka nie zostawiając. Spróbujmy się postawić w sytuacji tych głęboko samotnych, i często z tego powodu zgorzkniałych i nieszczęśliwych ludzi. Świadomość, że gdzieś w pobliżu, np. w parafii, jest ktoś, kto miałby szansę założenia własnej rodziny, ale z niej dobrowolnie zrezygnował, jest dla nich wielkim i praktycznym znakiem tego, że są jeszcze inne, wyższe wartości, dla których warto żyć i kochać. Taki jest sens naszego celibatu i po to on jest.” Od tamtego czasu nie powiedziałem na celibat złego słowa. Bo cóż tu można dodać?
Bogusław Jeznach
Deser muzyczny
Piękny, melancholijny utwór o samotności i tęsknocie (Sodade) zaśpiewa Cesaria Evora, niedawno zmarła bosonoga diva z Wysp Zielonego Przylądka, w duecie z grecką piosenkarkąEleftherią Arvanitaki. „Kto pokaże ci tę odległą drogę do Sao Tome? Tęsknota za moją ziemią Sao Nicolau. Jeśli napiszesz do mnie list, odpiszę ci, a jeśli mnie zapomnisz i ja zapomnę ciebie aż do dnia twego powrotu”.
IDEE I WARTOŚCIto otwarty cykl na moim blogu, w którym zamierzam poruszać, możliwie prosto, sprawy ze wszystkich najważniejsze: idee, wartości, zasady, moralność. Dotychczas ukazały się w tym cyklu:
(01)Desiderata (21.12.2011)
(02)Aborcja w innych religiach (24.12.2011)
(03)Wszystkie narody są równe (6.01.2012)
(04)Pytanie Chestertona (16.02.2012)
Zapraszam do lektury. Dyskusja o wartościach pozwala nam odnaleźć się wśród innych, upewnia że nie jesteśmy sami, uświadamia że jest nas wielu, ubogaca nas i ogromadza w jedno.
Celibat został wprowadzony do systemu religijnego z wyrachowania tak jak spowiedź a nie przez Jezusa. Dzięki celibatowi KK ma ogromny majątek ze swoim terenem i nieruchomościami, bo nie należy do księży ani do rodzin księży i jego spadkobierców. Stad własnie Watykan jest w czołówce najbogatszych państw świata. Nauka Jezusowa jest bardzo wartościowa tylko co z niej otrzymujemy w przekazach KKatolickiego?, niestety niewiele, wiem ze mocno wierzący mogą być oburzeni ale wierzący i mający duchowość już nie koniecznie, szukajmy słowa Jezusa i nie dajmy się wmanipulować. polecam: http://gustavek.nowyekran.pl/post/56286,swiatopoglad
Skoro pochwała celibatu, który jest wspomniany przez Chrystusa Pana
w NT, to chciałbym też przedstawić niesamowity wykład, żadko się zdarza by ktoś tak doświadczony opowiadał chrześcijanom jak wyglądają techniki wschodu i o co w nich chodzi.
Znakomicie się zapowiadał. Miał zaledwie 20 lat, a już przygotowywał doktorat z chemii i fizyki atomowej. Nadszedł rok 1968, Francja zawrzała. Mentalna rewolucja porwała też młodego Jacquesa Verlinde. Odrzucił wyniesione z dzieciństwa prawdy wiary. Wpadł po uszy w medytację transcendentalną. Nie wystarczały mu zwykłe spotkania, dotarł do guru, który stał za stosowaną przeze niego techniką. Stał się jego uczniem — brahmaczarinem. Był z nim zawsze i wszędzie. — Mogłem spędzić z nim długi okres w Himalajach — opowiada. — Zapoznałem się z fundamentem filozoficznym hinduizmu i buddyzmu. Poznałem praktyki nazywane na Zachodzie jogą. Osiągnąłem stan moksa, czyli nirwany. Oddałem się ćwiczeniom bez reszty. Znalazłem się w Indiach, w miejscu, dokąd dociera niewielu Europejczyków. Zobaczyłem, dokąd naprawdę prowadzą praktyki jogi — przedstawiane jako zupełnie niegroźne. Po przebyciu etapów wstępnych wszedłem w okultyzm. Czakry zostały już otwarte, więc pozwoliło mi to dotrzeć bardzo daleko. Medytowałem non stop. Przez całe tygodnie, prawie 24 godziny na dobę, bez snu, w ciągłej medytacji, przy minimum jedzenia! Jedną z mocy, które usiłuje się posiąść na Wschodzie, jest lewitacja — techniki kanalizujące energię kosmiczną, które pozwalają zdobyć wiele fantastycznych uzdolnień. Gdy opanuje się te energie, można mieć nieprawdopodobną władzę. Niewielu jednak wie, za jak straszną cenę zdobywa się tę moc.
Gdy medytował wysoko, w niedostępnych dla zwykłych śmiertelników aśramach, nieznajoma osoba podeszła go niego i spytała: „A kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?". — Niespodziewanie wszedłem na drogę, na której znajdował się Jezus. Ukazał mi się, mówiąc: Jak długo jeszcze każesz mi czekać? Przypomniał o swej ogromnej miłości. Droga, którą szedłem, okazała się powrotem do etapu poprzedzającego objawienie się Boga. Verlinde przestał lewitować. Spadł na ziemię. Nieświadomy zagrożeń, po powrocie do Europy zainteresował się bioenergoterapią, reiki i okultyzmem, i znów pogrążył się w tych praktykach. Zyskał nawet miano uzdrowiciela. Trzeba więc było wielu lat duchowego uzdrawiania, by mógł powiedzieć: Jestem wolny. Dziś o. Joseph-Marie (takie imię przyjął w zakonie) znany jest jako założyciel wspólnoty św. Józefa, autor wielu książek, a jego świadectwa słuchają z zapartym tchem tłumy na całym świecie.
Pokazuje praktyczny sens dogmatyki Kościoła. Ona jest po coś, wychodzi ze Stworzenia i sprawdza się w praktyce na wielu polach i poziomach, bo każda Prawda działa całościowo. Po tym poznać, że jest prawdą.
Św. Ojciec Pio – Obrońca Mszy Trydenckiej, antymodernista
Nie miał nic wspólnego z „posoborowym” duchem „odnowy” w Kościele. Do końca swoich dni odprawiał Mszę Trydencką (tzw. Mszę „przedsoborową”), o co prosił władze Kościelne. Ostro krytykował dostosowywanie życia zakonnego do tak zwanych wymogów współczesnego świata (aggiornamento). Wymagał surowej obyczajowości. W głębokiej duchowości świętego Ojca Pio (1887-1968) nie było krzty popularnego dzisiaj charyzmatyzmu na modłę Odnowy w Duchu Świętym, Taize czy też innych wspólnot zapożyczonych z protestantyzmu lub judaizmu.
Niektórzy mówią, że osoba padre Pio zamyka, aż do dzisiejszego dnia, czas wielkich świętych Kościoła katolickiego. Warto przypomnieć jego życie i miłość do Mszy świętej, którą uwolnił na nowo Benedykt XVI w Mottu Proprio “Summorum Pontificum”, które z kolei weszło w życie 14 września tego roku.
Padre Pio z książek
Skromny kapucyński zakonnik przeszedł do historii głównie dzięki nadprzyrodzonym znakom i cudom, które towarzyszyły jego życiu. Nic w tym dziwnego. Jednak nie każdy jest chętny lub gotowy, aby odkrywać u o. Pio istotę jego życia, którą było zupełne duchowe zjednoczenie z ukrzyżowanym Jezusem Chrystusem oraz głęboka świadomość małości człowieka i wielkości Stwórcy. „Bóg zerwał zasłonę (…) widzę siebie tak oszpeconego, że nawet moje odzienie odczuwa odrazę z powodu mego brudu” – pisał zakonnik. Lektura czterech tomów jego dzienników duchowych, dostarcza nam obraz świata wewnętrznego, który pełen był walki, wysiłków wiary, czarnych nocy ducha, dylematów… pisze to stygmatyk, wizjoner, człowiek, który miał dar bilokacji, a nawet wskrzeszania zmarłych!
Zwolennik Mszy Trydenckiej
W trakcie trwania obrad Soboru Watykańskiego II, w lutym 1965 roku, poinformowano o. Pio, że będzie odprawiać Mszę Świętą zgodnie z nowym rytem ad experimentum, w języku narodowym, z wytycznymi soborowej komisji liturgicznej mającymi na celu odpowiedzenie na potrzeby współczesnego człowieka. O. Pio nie zapłonął wizją „reformowania” Mszy, która wydała tylu świętych. Nie widział też być może potrzeby „dostrajania” do nowych czasów kanonizowanego przez św. Piusa V rytu mszalnego. Zanim jeszcze zobaczył tekst rytuału nowej Mszy (!!!), napisał do papieża Pawła VI prośbę o dyspensę od tego liturgicznego eksperymentu. Odpowiednią zgodę przywiózł mu osobiście Antoni kardynał Bacci. O. Pio pozwolił sobie wtedy na mocne słowa skierowane w stronę papieskiego wysłannika: „Na miłość boską, szybko zakończcie ten Sobór!”. Kardynał Bacci doskonale rozumiał słowa zakonnika oraz jego troskę o zachowanie starej Mszy. Ten właśnie purpurant wraz z Alfredo kardynałem Ottavianim (prefektem Świętego Oficjum) napisali szczegółową analizę proponowanej Mszy, która według nich przeciwstawiała się definicji Mszy ustanowionej przez sobór Trydencki oraz cechowała się ewidentnym sprotestantyzowaniem Najświętszej Ofiary. Również duża część ojców soborowych na czele z abp Marcelem Lefebvre myślała podobnie. Mało tego, nowy ryt został odrzucony w tajnym głosowaniu przez większość biskupów. Jednak potem wprowadzono go z kosmetycznymi zmianami nie pytając o zdanie nikogo. Może w tym kontekście warto wziąć pod uwagę zwierzenie o. Pio jednemu ze swoich współbraci: „W tych czasach ciemności, módlmy się. Czyńmy pokutę za naszego elekta”.
Warto dodać, że głównym architektem nowej Mszy był nie kto inny jak abp Annibale Bugnini, którego korespondencja z lożą masońską wyszła na jaw, a sam Bugnini został przez Pawła VI usunięty w cień. Okazało się, że abp Bugnini sam był wolnomularzem, i to bardzo gorliwym. W swoich listach Bugnini opisuje, jak zniszczył Mszę Świętą, wprowadzając nowy ryt. Sprawę tę opisał w Polsce m.in. ks. prof. Michał Poradowski.
O. Pio – katolicka liturgia
O. Pio traktował Mszę jako Najświętszą Ofiarę Pana Jezusa. Msza była dla niego realnym uczestnictwem w wydarzeniach z Góry Kalwarii. Dlatego padre Pio był skupiony, poważny, rozmodlony i przejęty cudem, który wydarza się podczas sprawowania Tajemnicy Ciała i Krwi Pańskiej. Brak wiary lub po prostu wiedzy o tym, czym jest Msza doprowadziła dzisiaj do sprotestantyzowania rytu Najświętszej Ofiary, do wprowadzenia gitar, dziecinnych piosenek, opowiadania humoresek z ambony itd. Twórcy Mszy „posoborowej” mówili, że dotychczasowy ryt jest sztywny i niezrozumiały. Zanim jednak te zarzuty pojawiły się na forum reformatorów liturgicznych, o. Pio wyjaśniał, że mszał potrzebny jest tylko kapłanowi, a dla wiernych najlepszą formą udziału w Świętej Ofierze jest zjednoczenie z Bolesną Matką u stóp Krzyża, we współczuciu i miłości. o. Pio bardzo dbał, aby wśród wiernych podczas Mszy był porządek i spokój. Jeżeli ktoś stał, nawet z uwagi na brak miejsca w ławkach, o. Pio stanowczo nakazywał uklęknięcie, aby godnie uczestniczył w Mszy Świętej. Czy możemy sobie wyobrazić, co zrobiłby, gdyby przyszło mu patrzeć jak dzisiaj po beztroskiej liturgii, w atmosferze brzdąkaniny młodzieżowych piosenek religijnych wierni przyjmują Komunie Święta na rękę!? Kolejny stygmat pojawiłby się na jego sercu.
Posoborowa „odnowa” zakonna
Na temat reakcji o. Pio na posoborowe zmiany w zakonie warto zacytować wyrazisty cytat z książki o zakonniku, która nota bene posiada imprimatur:
„W roku 1966 Ojciec Generał przybył do Rzymu jeszcze przed specjalna Kapitułą na temat Konstytucji, prosząc Ojca Pio o modlitwę i błogosławieństwo. Spotkał się on z Ocem Pio w klasztorze: «Ojcze, przybyłem polecić twoim modlitwom specjalna Kapitułę na temat nowych Konstytucji…» Ledwie usłyszał te słowa «specjalna Kapituła» i «nowe Konstytucje» z jego ust, Ojciec Pio uczynił gwałtowny gest i wykrzyknął «to nic innego jak destrukcyjny nonsens». «Ależ Ojcze, mimo wszystko trzeba wziąć pod uwagę młodsze pokolenie… młodzi ewoluują wraz z nowym stylem życia… są nowe potrzeby…». «Jedyne rzeczy, których brakuje, to rozum i serce, to wszystko, zrozumienie i miłość». Wówczas poszedł do swojej celi, obrócił się i wskazując palcem powiedział: «Nie wolno nam się wynaturzać! Na Sądzie Bożym św. Franciszek nie pozna swoich synów!»”.
Rok później zaczęto przystosowywać kapucynów do ducha czasów (aggiornamento). Zresztą podobny los spotkał w różnej mierze wszystkie bez wyjątku zakony katolickie. Kiedy doradcy Generała zakonu rozmawiali z nim o problemach Zgromadzenia, o. Pio wykrzyknął: „Po coście przybyli do Rzymu? Co knujecie? Czyż chcecie zmienić nawet Regułę św. Franciszka?” Generał odpowiedział: „Ojcze, proponujemy zmiany, ponieważ młodzi nie chcą słyszeć o tonsurze, habitach i bosych stopach…”. „Wygnajcie ich! Wygnajcie ich! Cóż można o nich powiedzieć? Czy są to ci, którzy biorą za wzór św. Franciszka, przywdziewając habit i naśladując jego drogę życia, czy też to nie św. Franciszek daje im ten wielki dar?” Widać tu włoski temperament zakonnika, ale też jego trzeźwą obserwację zmian, które rujnowały i rujnują Kościół w imię soboru, nowoczesności… modernizmu.
O. Pio – duchowość katolicka
Duchowość o. Pio była duchowością katolicką. Jakby to powiedzieli współcześni „duchacze” (charyzmatycy) była pozbawiona radości, zamknięta w zaklęte formuły i formy oraz wyzuta z luzu. Święty kapucyn zemdlałby, gdyby zobaczył stada salezjańskich pielgrzymek peregrynujących do Częstochowy z piosenkami na ustach w rodzaju: „Pokochaj Jezusa – on czuje bluesa”. O. Pio nie lekceważył uczuć, ale wiedział, że te jednego dnia są, drugiego zaś ich nie ma. Nie sposób odszukać tego aspektu w tzw. nowej ewangelizacji, gdzie wszyscy stawiają na spontaniczność, uczucia religijne i ciekawe przeżycia wewnętrzne. To wszystko jednak, bez fundamentu wiary, jej znajomości, stoi na glinianych nogach.. O. Pio pisał, że „im bardziej ktoś kocha Boga, tym mniej to odczuwa”.
Padre Pio zaś posiekałby się za najmniejszy artykuł wiary. Sam dostrzegał zagrożenie płynące na początku XX wieku ze strony modernizmu w filozofii i teologii. Między innymi dlatego wielką estymą darzył św. Piusa X, papieża, który zmierzył się z nowinkarstwem w Kościele. Sam zakonnik czuł jak doktryna katolicka w jego duszy jest atakowana przez niekatolicki światopogląd: „Bluźnierstwa nieustająco przeszywają mój umysł, a nawet bardziej jeszcze fałszywe koncepcje, idee niedowierzania i niewiary. Czuję, że moja dusza jest przebita w każdym aspekcie mego życia – to mnie zabiaj… Moją wiarę podtrzymuje tylko ciągły wysiłek woli przeciwny każdemu rodzajowi ludzkiej perswazji. (…) jakże trudno jest wierzyć!”
Nieskromny ubiór kobiet
„Niech wystrzegają się wszelkiej próżności w ubiorze, ponieważ Pan pozwala duszom upadać z powodu takiej próżności. Kobiety, które szukają próżnej chwały w ubiorach, nie mogą nigdy przyodziać się sposobem życia Jezusa Chrystusa i tracą wszelką ozdobę duszy zaledwie ten bożek wejdzie do ich serc. Ich ubiór jak chce święty Paweł niech będzie odpowiednio i skromnie ozdobiony (…)” – pisał święty O. Pio.Nie tolerował nieskromnych strojów: sukni z głębokim dekoltem, krótkich, obcisłych spódnic. Swoim duchowym córkom zakazał nosić także ubrań z przejrzystych materiałów. Z biegiem lat jego surowość wzrastała. Z uporem odsyłał od konfesjonału niewiasty, które uznał za nieskromnie ubrane. Niekiedy zdarzało się, że z bardzo długiej kolejki penitentów wysłuchał zaledwie kilku spowiedzi. Jego współbracia z niepokojem obserwowali te „czystki” i zdecydowali o umieszczeniu na drzwiach kościoła dużego napisu: „Na wyraźne życzenie o. Pio niewiasty muszą przystępować do spowiedzi w spódnicach sięgających co najmniej 20 cm poniżej kolan. Zakazane jest pożyczanie dłuższych spódnic na czas spowiedzi.” Z kolei sam o. Pio kazał przed wejściem do kościoła zawiesić taka inskrypcję: „Zabrania się wstępu mężczyznom z obnażonymi ramionami i w krótkich spodniach. Zabrania się wstępu kobietom w spodniach, bez welonu na głowie, w krótkich strojach, z dużym dekoltem, bez pończoch lub w inny sposób nieskromnie ubranym.”
***
Ojciec Pio był antymodernistą, ponieważ był katolikiem. Po ogłoszeniu przez Benedykta XVI Motu Proprio “Summorum Pontificum”, które uwolniło Msze świętą w tradycyjnym rycie należy spodziewać się licznych błogosławieństw dla życia Kościoła. 14 września możliwość prawie nieskrępowanego uczestnictwa we Mszy trydenckiej stała się rzeczywistością. Dokument papieski wszedł w życie. Oby ta szansa została wykorzystana i posłużyła do głębszej refleksji nad stanem naszej Matki, Kościoła Świętego oraz aby ta Msza, która wydała tylu świętych, przerabiała nas, „zwykłych zjadaczy chleba”, w anioły.
Po co prowokujesz? Nie rozumiem Cie, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to lepiej milczeć. No chyba że lubisz promować jakieś sprzeczki itd. No ale chyba nie tego uczy Pismo Święte i Jezus.
To nie znaczy że wszystkie rzeczy w Piśmie Świętym mamy rozumieć dosłownie, bo każdy grzeszy. Chyba dobrze wiesz że Pismo Święte jest pełne symboliki. Ale ja nie mówiłem o tym, tylko o prowokacjach.
A tym co napisałaś, dobrze wiesz że wzbudzisz zamęt, choć może o to Ci chodzi. Czy uważasz że prowokacje tego rodzaju są na miejscu? Jak to powiedział Cejrowski, którego bardzo lubię, chrześcijanin musi na każdym kroku zachowywać się jak uczeń Chrystusa, w każdej życiowej sytuacji, w tym co mówi i co robi, inni mają dostrzegać że jest uczniem Chrystusa, i nie mówię tu o robieniu czegokolwiek na pokaz.
A celibat jest poświęceniem dla Boga, dzięki celibatowi, kapłan dąży ku Bogu. Nie tak jak pastorzy, którzy mając rodziny starają się przypodobać bardziej żonie niż Bogu, to forma poświecenia, a to poświecenie jest aktem miłości dla Boga i oddanie się mu w całości. No ale niestety nie każdy to potrafi zrozumieć.
"A celibat jest poświęceniem dla Boga, dzięki celibatowi, kapłan dąży ku Bogu. Nie tak jak pastorzy, którzy mając rodziny starają się przypodobać bardziej żonie niż Bogu, to forma poświecenia, a to poświecenie jest aktem miłości dla Boga i oddanie się mu w całości. No ale niestety nie każdy to potrafi zrozumieć. "
???
Hm..., to apostolowie, ktorzy mieli zony bardziej chcieli sie przypodobac zonie niz Bogu?
Bog NIE wymaga celibatu, Watykan wymaga.
Komu sie wiec chca podobac bardziej: Bogu, czy Watykanowi?
A czy ja napisałem że Bóg wymaga celibatu? Przekręcasz moje słowa, ale nieważne.
Napisałem że jest to poświęcenie dla Boga. Kapłan wtedy tylko skupia się na Bogu i na swoich wiernych, wierni są jego rodziną. Ale najwidoczniej nie rozumiesz tego. Są różne formy wielbienia Boga i oddawania mu miłości, a celibat jest jedną z nich.
co to za sztuka - celibat po kastracji ;))) toż-to żadne poświęcenie, nieprawdaż? równie dobrze nasza ober-pierwotna-jedynie-prawdziwa Chrześcijanka w ciągłej łączności z Bogiem on-line mogłaby wydłubać sobie oczy po przeczytaniu Biblii... wszak potem już nic rzekomo nie potrzeba ;)))
O nie, wydaje mi sie, ze kastracja jest wiekszym poswieceniem dla mezczyzn, niz obietnice celibatu. Z tych obietnic sa dzieci nieslubne. A przeciez nie powinna byc decyzja trudna, jesli ktos rzeczywiscie chce zyc w celibacie. :)
Jak tu odpowiedziec na taka introdukcje:
"równie dobrze nasza ober-..." :)))
zakonczona:
"...wydłubać sobie oczy po przeczytaniu Biblii... wszak potem już nic rzekomo nie potrzeba ;)))"
Nie mozna Biblii przeczytac..., nalezy ja czytac, poznawac..., bo to tak jak z modlitwa.
kastracja to jednorazowe i nieodwracalne pozbawienie się możliwości walki z pokusą. to poświęcenie chwilowe i przemijające zaraz po kastracji - potem już nic nie zleży od wykastrowanego ;)))
natomiast móc mieć rodzinę oraz dzieci przez cały czas Służby i z tego nie korzystać, to POŚWIĘCENIE PERMANENTNE :)))
Ale Apokalipsa to ksiega SYMBOLI, to nie 10 Przykazan.
Jesli bedziesz to bral doslownie, nie zrozumiesz, jesli sie uprzesz, ze rozumem (bez pomocy Boga) zrozumiesz, bedziesz trwal w bledzie. Te symbole TYLKO Bog, poprzez Zbawiciela tlumaczy nam, kazdemu z osobna.
Zobacz na inne ksiegi Prorokow zapowiadajace Zbawiciela, a zrozumiesz, dlaczego WLASNIE przywodcy religijni NIE rozpoznali Pana Jezusa, a prosci ludzie za Nim chodzili i choc na koncu zaparli sie Go, to jednak stalo sie to, bo zostali podburzeni przez przywodcow religijnych...
Albo lepiej zobacz na opis dwoch Bestii z Apokalipsy, lub jak wytlumaczysz, ze smierc mozna wrzucic do jeziora ognia...?, to symbole.
Piszesz:
"Oto oblubienica Oblubieńca - pierwociny dla Jezusa. Najcenniejszy dar. Chcesz coś jeszcze dodać? Że to bez znaczenia, może?"
Space, chyba nie sadzisz, ze chodzi tu o brak seksu/celibat SEKSUALNY???
Bo jesli tak, to dlaczego Bog zachecal pierwszych ludzi i zawsze ludzi do posiadania potomstwa???
Pisze w Pismie Bog sie NIGDY nie zmienia.
Apostolowie mieli zony!
Chcesz ze mna dyskytowac na ten temat?, mozesz, bo nie uciekam od rozmow biblijnych.
Ale proponuje cos lepszego, doskonalego, zostawic czlowieka, kazdego czlowieka i zwrocic sie prosto do Boga, modlitwa z serca o zrozumienie, a powoli wszystko zacznie sie ukladac w calosc...
Celibat to ofiara. Odcinamy się od impulsów czy też "potrzeb" ciała, które nie są konieczne do przeżycia. Opiekujemy się rodziną duchową, a nie fizyczną. Nie potrzebujemy dzieci własnych, by wychowywać w Duchu Świętym. Tym bardziej kapłani nie potrzebują przyjemności seksualnych i koncentrować się na niespokojnych drgnieniach swego systemu nerwowego. Seks do niczego nie jest potrzebny kapłanowi, który swe życie oddał Bogu - seks służy jedynie prokreacji i PRZY OKAZJI daje przyjemność. Nagrodę kapłani i święci - dziewiczy orszak Baranka - odbierają w Niebie. Oddali wszystkie ziemskie uciechy, aby w 100% skierować się ku Bogu, nic sobie nie zostawiając. Oczywiście mowa o tych, którzy tak zrobili naprawdę, a nie - pozorantach.
Nie można znaleźć żony, męża, nie szukając. Jeśli jednak szukamy dla siebie żony lub męża, to nie czynimy tego wprost, tylko co najwyżej pośrednio - dla Boga. Nie jesteśmy całkowicie dla Niego. Nie możemy wyruszyć na kraj świata ratować bliźniego, bo mamy rodzinę, a ona swoje potrzeby. A już szukając przyjemności seksualnej dla samej tylko przyjemności, po prostu grzeszymy. Powtarzam - seks nie jest do niczego potrzebny, poza prokreacją. O ile jedzenie może nam smakować, to jednak jest potrzebne, byśmy przeżyli, lecz oczywiście nie oznacza to, że będziemy się obżerać albo szukać przyjemności z jedzenia. Jemy, żeby się najeść i mieć siłę do pracy, albo w święto - by je uczcić, wtedy dla przyjemności. Bo wtedy radość daje nam też to, że innym smakuje, a my rozkoszujemy się smakiem niejako przy okazji. Ale o ile kapłan powinien skosztować smakołyków przy świątecznym stole, aby nie obrazić gospodarza, o tyle seks DO NICZEGO nie jest mu potrzebny. A wręcz przeciwnie - jest kotwicą, która nie pozwala mu swobodnie działać dla Pana.
Ja wiem tyle, ze klamstwo rzadzi swiatem i ze ja najgorsza z najgorszych potrzebuje Zbawiciela i On mnie prowadzi, ale nigdy zaden czlowiek do Boga mnie nie doprowadzi. To ja wiem i w to ja wierze!
A co jeśli spotkasz człowieka, w którego sercu zamieszkał Zbawiciel? I będzie do Ciebie mówił ustami tego człowieka? Jeśli jesteś ze Światła, to Światło do Ciebie przemówi, a Ty Jego Słowa wysłuchasz. A jeśli zachowujesz coś z ciemności, to możesz odrzucić słowa Ducha Świętego, ale wtedy szukasz swego. Pamiętaj, ze Chrystus Go nam dał, dając nam Siebie. Jeśli uczynimy swoje ciało Świątynią, to w nas także może zamieszkać Jego Mądrość. Ale jeśli odrzucasz jakieś słowo, to zbadaj, dlaczego. Jeśli z powodu jakiejkolwiek własnej słabości, z której trudno Ci zrezygnować, to tym bardziej masz motywację, żeby słabość zwyciężyć, aby sprawdzić, czy słowo nie było prawdziwe, bo jeślibyś odrzuciła bez zwycięstwa nad swoją słabością słowo od Ducha Świętego to cóżby to oznaczało?
Przed laty bedac sympatykiem Duszpasterstwa akademickiego przy kosciele Jezuitów miałem moznosc poznac ksiedza który byl dusza przewodnia dla młodziezy.
Był niepokonanym w kierunku wychowania mlodego pokolenia ale jednoczesnie uwielbiał miec adoracje mlodych i dorodnych kobiet.
Bylo powszechnie wiadomym ,ze nie była to miłosc rodzicielska ale On sam wyraznie dawał do rozumienia ,ze taka jest jego wola .
Ja sam zawarłem małżeństwo dość późno, więc przez długi czas żyłem jakby w celibacie, a przy tym pracę mam związaną z użytecznością publiczną, więc taką trochę jakby duszpasterską :). Dlatego mogę przyznać z własnego doświadczenia, że człowiek który poza swoją pracą i pasją nie ma innych zajęć, może się tej pracy i pasji bardziej poświęcić. Rodzina, nawet gdy jak w moim przypadku jest zgromadzeniem prawdziwie świętych wyznawczyń cierpliwości, zawsze człowieka trochę odciąga od zwykłych torów jego myślenia, co zresztą ma zarówno słabe jak i bardzo dobre strony. Jeśli kluczowym uzasadnieniem celbiatu miałoby być to, że rodzina jest tak wspaniała, więc rezygnacja z niej jest tak heroiczna, to jest to dla mnie niezmiernie wątły argument. Po pierwsze, większość duchownych wybiera celibat, nie mając jeszcze własnej rodziny, nie mając z nią żadnych doświadczeń. Poza tym, nawet gdybym wierzył w Boga (co mi już od pewnego czasu nie grozi), starałbym się rozważyć czy uciążliwości, na które się decyduję mają jakiś sens, czemuś służą. Bogu z pewnością w niczym nie pomagają, jeśli on wszechmocny, mi szkodzą raczej niż pomagają - to z definicji uciążliwości i wyrzeczeń, innym też nie dają żadnej oczywstej korzyści. Jeśli ktoś rezygnuje z rodziny bo ona taka wspaniała, to niech spróbuje zrezygnować z oddychania, jedzenia i picia. I niech się w międzyczasie zastanowi co można by powiedzieć o Panu Bogu wszechmogącym, który by takie eksperymenty pochwalał, gustował w nich, oczekiwał ich. Ktoś tu napisał, moim zdaniem całkiem sensownie, że jak duchowni decydują się na wieczny celibat, to mogliby poddawać się kastracji by uniknąć jakichkolwiek dwuznaczności. Ciekawe swoją drogą, że Pan Bóg, któremu bezpłciowość zdaniem dewotów miałaby się bardzo podobać, człowieka ulepił na podobieństwo zwierząt, a nie jakichś bezpłciowych aniołków. Przecież już na początku można było pozbawić całą chrześcijańską ludzkość tylu problemów (łącznie z samobójstwami księży, z oskarżeniami wobec nich, a nawet wyrokami skazującymi za różne nielegalne rekompensaty życia płciowego). Czyż to nie dziwne?
Bogusław Jeznach
Dzielić się wiedzą, zarażać ciekawością.