Na tle wydalenia z Polski dziennikarza Swiridowa znany francuski dziennikarz Bernard Margueritte krytykuje antyrosyjską politykę Warszawy.

 

Polityka polskich władz wobec Rosji i Ukrainy nie powinna i nie może wpływać na pracę i status korespondentów w tych krajach, a prześladowanie Leonida Swiridowa nie może mieć miejsca w państwie, które uważa siebie za demokratyczne – uważa Bernard Margueritte, znany francuski dziennikarz i szef International Communication Forum. Rozmawia z nim Angelina Timofiejewa z agencji Rossija Siegodnia/Russia Today:

 

Panie Margueritte, 22 grudnia polskie władze ponownie odmówiły niezależnemu korespondentowi pracującemu dla Rossija Siegodnia Leonidowi Swiridowowi i jego adwokatowi dostępu do materiałów dotyczących jego sprawy, wszczętej przez polskie służby specjalne i mającej na celu pozbawienie rosyjskiego dziennikarza prawa do pobytu w Polsce. Jak może to Pan skomentować?

Uważam, z jest to absolutnie niedopuszczalne, aby wolność słowa, wolność mediów była naruszana. Jeśli podejmowane są próby wydalenia korespondenta bez podania przyczyn, stanowi to naruszenie wolności słowa. Takie działania nie mogą być podyktowane poglądami, narodowością czy religią. Uważam, że to nasz wspólny obowiązek, obowiązek wszystkich dziennikarzy, aby protestować przeciwko takiej sytuacji.

Od kilku lat stoję na czele International Communication Forum. Nasza organizacja z siedzibą w Londynie walczy o wolność słowa w mediach. Nie możemy pozostać obojętni, gdy ma miejsce podobne łamanie wolności mediów i dziennikarza. Już złożyłem w związku z tym osobiste oświadczenie, lecz również jako szef ICF zamierzam poinformować polskie władze, w tym Wojewodę Mazowieckiego, o naszym stanowisku w tej kwestii.

 

Czy Pan sam jako dziennikarz był prześladowany przez polskie władze w okresie PRL-u i tak samo nie został Pan poinformowany o przyczynach podobnej decyzji?

Zostałem zmuszony do opuszczenia Polski na początku 1971 roku na wniosek komunistycznych władz. Dano mi tydzień na spakowanie się. Też nie otrzymałem żadnych wyjaśnień. Po prostu poinformowano mnie, że moja wiza została unieważniona, ponieważ dokonałem działań niezgodnych ze statusem dziennikarza. Nie było odpowiedzi ani ma moje wnioski, ani na wnioski mojej redakcji (Le Monde). Na czym polegało wykroczenie, też nie było wiadomo.

Nawet ambasada PRL-u w Paryżu najpierw oświadczyła, że nic nie wie o przyczynach mojej sytuacji i byli bardzo zaskoczeni. Zwracałem się do Departamentu Prasy MSZ PRL-u, dyrektor departamentu również powiedział mi, że jest zaskoczony. Później skończyła się moja wiza i musiałem wyjechać. Była to tragiczna chwila, ponieważ moja żona jest Polką i nie pozwolono jej na wyjazd. Były potrzebne 3 miesiące negocjacji miedzy MSZ-ami PRL-u i Francji, aby zgodziły się na jej wyjazd do mnie do Francji, a następnie do Wiednia, gdzie kontynuowałem pracę korespondenta.

Dopiero 2 lata później w Paryżu zostałem zaproszony na przyjęcie podczas wizyty pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, był to mój pierwszy kontakt ze stroną polską po wydaleniu. Radca ambasady poprosił mnie, abym nie żywił urazy za to, co się stało. Okazało się, że pisałem zbyt odważne wiadomości o pracy polskiego Politbiura i o sprzecznościach w jego wnętrzu.

 

Czy można porównać Pana sytuację z sytuacją naszego kolegi?

To jest absolutnie niemożliwe, aby władze kraju, który chce być krajem demokratycznym, zachowywały się w taki sposób. Jeśli nie ma dowodów winy Swiridowa albo nie są znane, będziemy ubiegać się o zrewidowanie tej decyzji.

Przypuszczam, że jest to decyzja motywowana politycznie. Jeśli nie ma konkretnych oskarżeń, stanowi to naruszenie pracy i statusu dziennikarza, do którego nie można dopuścić bez podania przyczyn. Stosunek polskich władz, polskiego kierownictwa wobec Rosji czy Ukrainy nie może wpływać na stosunek do korespondentów tych krajów.

Obserwowałem walkę Polski, walkę Solidarności o to, aby Polska została niepodległym, demokratycznym państwem. Była to wspaniała walka. Być może obecnie przeżywam bardziej niż inni, że swobodna demokratyczna Polska zachowuje się tak samo jak w czasach komunizmu.

 

Jak może ocenić Pan obecną politykę Warszawy wobec Moskwy, która, jak przypuścił Pan, mogła się stać jednym z powodów sytuacji wokół Swiridowa?

Polska nie ma rozsądnej, wyważonej polityki wobec Rosji, jest tylko polityka emocji. Polacy działają jednak w ten sposób przeciwko własnym interesom. Każda linia polityczna, nakierowana na antagonizm z rosyjskimi władzami, jest niekonstruktywna. W Europie trzeba znaleźć miejsce dla wszystkich, należy szanować prawa i interesy wszystkich. Przez dłuższy czas wydawało się, że stosunki z Rosją wrócą do normy. Nie wiem, czy związane jest to rzeczywiście z wydarzeniami, czy Ukraina była tylko pretekstem, lecz Polska znów wraca do swoich słynnych antyrosyjskich demonów. Dla mnie jest to niezgodne ze statusem państwa demokratycznego. Poza tym, można to porównać to strzelania sobie w kolano, ponieważ nie potrafię sobie wyobrazić pozytywnych rezultatów antyrosyjskiej linii Polski.