Wczorajsze radykalne ultimatum prezydenta Putina pod adresem USA jest zaskakujące i ryzykowne. Na tle racjonalnych dotąd zachowań oraz ogólnie trzeźwej polityki zagranicznej Rosji oceniam je negatywnie.

Decyzja o wstrzymaniu wykonywania rosyjsko-amerykańskiego porozumienia z 2000 roku o współpracy w utylizacji plutonu sygnalizuje gotowość do przyspieszenia oraz intensyfikacji prac nad własnym arsenałem jądrowym przez Rosję, a zatem zwiększa ryzyko wybuchu wojny o niewyobrażalnych dla świata następstwach. Tego jednak potępiać jeszcze nie można, bo broń jądrowa w ogóle służy jak dotąd wszystkim stronom (i oby tylko tak zostało zawsze) do wzajemnego straszenia się i mobilizowania opinii publicznej. Sama decyzja jest też zasadniczo dobrze uzasadniona. Kreml słusznie wskazuje na zagrożenie strategicznej stabilności w wyniku ciągu nieprzyjaznych działań USA wobec Rosji i niewypełniania przez Amerykę zobowiązań wynikających z porozumienia. Putin nie wyklucza zresztą możliwości powrotu Rosji do porozumienia, jednak stawia Amerykanom sześć bardzo twardych warunków:

 

(1) Muszą zredukować liczebność sił zbrojnych USA i infrastrukturę wojskową na terytoriach państw przyjętych do NATO po 1 września 2000 roku (Litwa, Łotwa, Estonia, Słowacja, Słowenia, Rumunia i Bułgaria) do poziomu sprzed wejścia w życie porozumienia.

(2)USA muszą anulować tzw. ustawę Magnitskiego z 2012 roku, którawprowadza indywidualne sankcje polityczne, w tym zakaz wjazdu do USA i zamrożenie kont bankowych, wobec rosyjskich funkcjonariuszy imiennie oskarżonych o udział w doprowadzeniu do śmierci w moskiewskim więzieniu Siergieja Magnitskiego, żydowskiego prawnika obsługującego amerykański fundusz Hermitage Capital.

(3)Muszą anulować antyrosyjską wymowę i konkretne fragmenty w przyjętej ustawie „o wsparciu wolności Ukrainy” z 2014 roku, która upoważnia rząd USA do udzielenia Ukrainie wsparcia politycznego, gospodarczego i wojskowego „dla obrony przed agresją ze strony Rosji”.

(4)Muszą anulować wszelkie sankcje -polityczne i finansowe - przeciwko osobom fizycznym i prawnym z Rosji z 2014 roku oskarżonym przez USA o wspieranie agresywnej polityki Kremla wobec Ukrainy.

(5)USA muszą zrekompensować Rosji straty poniesione w związku z nałożonymi na nią sankcjami, a także „wymuszonymi” rosyjskimi kontrsankcjami przeciw USA (może tu chodzić o kilkanaście do kilkudziesięciu miliardów dolarów).

(6)USA muszą przedstawić Rosji konkretny plan nieodwracalnej i weryfikowalnej utylizacji plutonu objętego omawianym porozumieniem.

 

Warunki postawione przez Rosję są zaskakujące. Są na tyle ogólnikowe, nierównej wagi, chaotyczne i niedopracowane, że robią wrażenie postawionych w pośpiechu i niepoważnie, bez głębszego związku ze sprawą utylizacji plutonu, a raczej po to, by sformułować listę rosyjskich pretensji pod adresem USA i podsumować w ten sposób bilans obu kadencji ustępującego prezydenta Obamy.  

Warunki Kremla są jednak tak radykalne i daleko idące, że trudno przypuścić, aby Rosja liczyła na ich wykonanie tak jak są postawione, zwłaszcza przez ustępującą administrację. W rzeczywistości są one dla Ameryki niemożliwe do przyjęcia. Musiałoby to bowiem oznaczać w szczególności:

Ad (1) wycofanie się przez USA (i zapewne NATO) ze wszystkich decyzji o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu (w tym państw bałtyckich i Polski) podjętych od 2014 roku, w tym rezygnację z rotacyjnej obecności sił USA w Rumunii i Bułgarii, a także dezaktywację bazy systemów antyrakietowych w rumuńskim Deveselu i rezygnację z budowy podobnej instalacji w Redzikowie.

Ad (3) uznanie de facto, że Krym jest częścią Rosji, a reszta Ukrainy i innych państw poradzieckich (zapewne z wyjątkiem państw bałtyckich) jest strefą wpływów Rosji, zaś środkowoeuropejscy członkowie NATO, w tym Polska, są strefę buforową wewnątrz Sojuszu o szczególnym reżimie bezpieczeństwa, który będzie musiał być  uzgodniony z Rosją.

Ad (4) (5) zaniechanie wywierania presji politycznej i ekonomicznej na Rosję w formie sankcji i uznanie tej polityki za błędną.

 

Powstaje zatem pytanie: dlaczego trzeźwa dotychczas, ostrożna i dalekowzroczna Rosja, mająca wielkie doświadczenie i doskonałe przygotowanie dyplomatyczne stawia przeciwnikowi aż tak karkołomne warunki? Trudno mi znaleźć lepsze wytłumaczenie tego posunięcia, niż dramatyczną i pilną potrzebę interwencji w kampanię wyborczą w USA na miesiąc przed głosowaniem (8 listopada). Taki krok Kremla, który jest zresztą kolejnym w ciągu zdarzeń z obydwu stron świadczących o pogarszaniu się stosunków rosyjsko-amerykańskich, ma zademonstrować jałowość i daremność antyrosyjskich działań USA, w tym zwłaszcza najnowszych prób Waszyngtonu wywarcia politycznej presji na Moskwę w sprawie Syrii. Chodzi tu o wyraźne obarczenie ustępującej administracji Obamy (a więc i kandydującej na prezydenta byłej sekretarz stanu Hillary Clinton), odpowiedzialnością za zły stan stosunków rosyjsko-amerykańskich. To właśnie twierdzi także Donald Trump, kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta, którego Rosja de facto popiera.

Warunki te można zresztą traktować jako listę strategicznych rosyjskich interesów z celowo zawyżonym pułapem żądań, stanowiących punkt wyjścia dla przyszłego strategicznego przetargu z nową administracją USA (od 20 stycznia 2017 roku), na który liczy Moskwa w razie zwycięstwa Donalda Trumpa. Przy tej okazji - badając reakcje obozu republikanów - Moskwa zapewne chce przetestować już teraz gotowość Trumpa do takiego przetargu. Kreml sugeruje tym samym, że realizacja przynajmniej części przedstawionych warunków mogłaby doprowadzić do normalizacji stosunków rosyjsko-amerykańskich, a w perspektywie nawet ustanowienia między nimi ograniczonego partnerstwa. Rosja spodziewa się zapewne, że na taką ofertę jest branie w USA.

Bez wątpienia w rosyjskim ultimatum jest także silny wątek wewnętrzny. Poprzez rzucenie takiego wyzwania globalnemu rywalowi chodzi tu o demonstrację mocarstwowej asertywności ze strony Moskwy. W ten sposób Putin wykorzystuje antyamerykańskie resentymenty obecne w znacznej części rosyjskiego społeczeństwa dla wzmocnienia poparcia dla siebie i Kremla oraz dla dodatkowej legitymizacji swej władzy, potrzebnej zwłaszcza w warunkach pogorszenia się sytuacji gospodarczej w Rosji.

W polityce zagranicznej prezydenta Putina jest sporo nagłych, zaskakujących i radykalnych działań, które jak dotąd zwykle prowadzą do korzystnego dla Rosji rozwoju sytuacji. Tym razem jednak tak pokerowe ultimatum może się wiązać z dużym politycznym ryzykiem. Jest w nim jednocześnie niekonstruktywność, agresywna postawa i zawyżone ambicje geostrategiczne, co może zostać wykorzystane zarówno w USA, jak i w Europie przez zwolenników twardszego kursu wobec Rosji. Nawet Trump może zhardzieć. To, iż prezydent Putin zdecydował się na takie ryzyko, świadczy z jednej strony o tym, jak wielką stawką z punktu widzenia Moskwy są wybory prezydenckie w USA, a z drugiej, że sytuacja jest rzeczywiście poważna, ale jej rosyjska ocena sugeruje mimo wszystko szanse powodzenia takiej polityki. Oj, Ławrow będzie teraz miał co robić!   (BJ)