IDEE I WARTOŚCI: W dniach, które skłaniają do zadumy, proponuję próbę fundamentalnej refleksji humanistycznej nad istotą i celami postępu.

 

Najlepsza nowożytna opowieść o postępie  wyprzedziła swoją epokę. W roku 1861 nieszczęśliwy węgierski pisarz Imre Madách opublikował przejmujący poemat pt. Az ember tragédiája (Tragedia człowieka). Jest to swoisty, liczący 4000 wersów „Raj utracony” ery przemysłowej, podobny w formie do Fausta  Goethego, który do dziś pozostaje podstawą literatury węgierskiej. Opisuje się tam jak Adam, wyrzucony z rajskiego ogrodu wraz z Ewą, wyrzeka się Boga i postanawia sam odtworzyć Eden poprzez własne wysiłki. „Istenem én, amit én ismét az enyém jobb . Ez a forrása minden erőmet és a büszkeség” (Sam sobie jestem Bogiem i cokolwiek odzyskam, jest moje z mocy prawa.. To jest źródłem całej mojej siły i dumy) - stwierdza chełpliwie.

Adam dostaje szansę, aby przekonać się, ile Edenu uda mu się odzyskać. Zaczyna w starożytnym Egipcie i podróżuje w czasie przez  11 scen, które kończą się zmierzchem ludzkości w okowach lodu. Ta opowieść jest przestrogą. Na początku Adam zachwyca się egipskimi piramidami, ale odkrywa, że​​ są one zbudowane na nieszczęściu niewolników. Odrzuca więc niewolnictwo i zwraca się ku greckiej demokracji. Ale kiedy Ateńczycy wspólną decyzją odrzucają i skazują bohatera, który bardzo przypomina Sokratesa, Adam odrzuca także demokrację i rzuca się w wir doczesnych przyjemności. Syty, ale nieszczęśliwy w hedonistycznym Rzymie, przygląda się potem rycerstwu krzyżowców. Każda nowa scena szybko staje się rozczarowaniem. Zamiast dworskiej obłudy w XVII-wiecznej Pradze Adam obiera sobie misję obrony praw człowieka. Gdy za Robespierre'a  równość wyradza się w terror, zwraca się on ku indywidualnej wolności, która z kolei wyrodnieje na ulicach chciwego na pieniądze Londynu za panowania króla Jerzego.  Potem Adam wątpi w użyteczność sztuk i filozofii i w swej utopijnej podróży każe aby Michał Anioł zajął się stolarką, a Platon pasieniem krów. A kiedy u końca czasów napotyka dzikusa, który nie ma żadnych zasad z wyjątkiem przemocy, Adam popada w zrozumiałe przygnębienie. Przed popełnieniem samobójstwa błaga Lucyfera: „Hadd lássam többé az én kemény sors, ez a haszontalan küzdelem”  (Pozwól mi już więcej nie oglądać moich trudnych losów - tej bezużytecznej walki).

Dzisiaj rzeczy nie wyglądają aż tak źle. Ale XIX-wieczny poemat Madácha zawiera wgląd w sytuację jakiej doświadczamy w wieku XXI. W bogatym świecie idea postępu bardzo zubożała. Konformizm z jednej strony, a gorzkie doświadczenia z drugiej, istotnie zmniejszyły zakres pojęcia postępu i związane z nim oczekiwania. Popularny pogląd głosi, że chociaż współczesna technologia i  dochód narodowy rwą do przodu, to rozwój moralny i społeczny albo drepczą w miejscu, albo, w zależności od wyboru gazety lub portalu, staczają się z powrotem do czasów dekadencji i barbarzyństwa. Po lewicowej stronie polityki słowo „postęp” jest pisane w ironicznym cudzysłowie, a na  prawicy, słowo „postęp" funkcjonuje niemal jako obelga.

Nie zawsze tak było. Istnieje już od bardzo dawna napięcie pomiędzy poszukiwaniem doskonałości w życiu doczesnym, a oczekiwaniem jej w życiu pozagrobowym. Optymiści w Oświeceniu i w XIX wieku uznawali, że większość ludzi pewnego dnia doczeka się godnego i szczęśliwego życia na Ziemi. Niczym Adam Madácha, tryskali oni pomysłami, w jaki sposób uczynić świat lepszym miejscem do życia.

Niektórzy sądzili, że Bóg sam sprowadzi na ziemię Nowe Jeruzalem, inni patrzyli raczej na historię lub ewolucję. Niektórzy uważali, że ludzie poprawią świat jeśli się ich zostawi samym sobie, inni natomiast, że do wolności trzeba ludzi zmuszać; jedni wierzyli w naród, inni w koniec narodów; jedni chcieli mieć idealny język, inni powszechną edukację; jedni pokładali nadzieję w nauce, inni w rozwoju gospodarki; niektórzy mieli wiarę w mądre prawo, inni pokładali ją w anarchii. Życie intelektualne roiło się od wielkich idei. Dla większości ludzi, pytanie wtedy nie brzmiało, CZY postęp nastąpi, tylko JAK to się ma stać.

Idea postępu rzeczywiście tworzy tło dla społeczeństwa. W ekstremalnych okolicznościach, tj.  bez możliwości jakiegokolwiek postępu jest tak, że jeśli ja zyskam, to ktoś musi stracić. Tam gdzie zachowanie człowieka jest niereformowalne, polityka społeczna może być tylko próbą utrzymania małpy w klatce. Społeczeństwo musi w zasadzie zmierzać w kierunku swoich ideałów, takich jak np. równość i wolność, bo inaczej jest to tylko samooszukiwanie się. Więc nie jest bez znaczenia, czy ludzie mają wiarę w postęp, czy nie. I warto myśleć o tym, jak tę wiarę przywrócić.

Kto doczytał do tego miejsca, może już mieć ochotę na protest. Bo czyż dowodów postępu nie jest pełno wszędzie wokół nas? Tak właśnie przedstawia  to słynna książka pt. „It's Getting Better All the Time” (Jest coraz lepiej) autorstwa Juliana Simona i Stephena Moore’a, podówczas przedstawicieli Cato Institute, libertariańskiego think-tanku w Waszyngtonie. Na prawie 300 stronach pokazują oni mnóstwo przykładów tego, jak bardzo poprawiła się nasze codzienne życie w każdy możliwy sposób.

Przez tysiące lat ludzie dożywali wieku zaledwie 25 lub 30 lat, a większość rodziców musiała liczyć się z tym, że pochowa przynajmniej jedno ze swoich dzieci. Dzisiaj ludzie żyją średnio na ziemi do 65 lat, a w krajach takich jak Japonia albo Kanada, nawet ponad 80 lat. Poza Czarną Afryką, śmierć dziecka jest już na szczęście zdarzeniem rzadkim. Globalny średni dochód wynosił przez stulecia około 200 dolarów rocznie. Typowy mieszkaniec któregoś z bogatszych krajów świata teraz zarabia tyle w ciągu dnia. W średniowieczu jeden na dziesięciu Europejczyków umiał czytać. Dzisiaj, z niewieloma wyjątkami, takimi jak Indie i część Afryki, umiejętność tę posiada powyżej ośmiu na dziesięciu ludzi. W wielu częściach świata, zwyczajni ludzie, mężczyźni i kobiety mogą głosować i znaleźć pracę, niezależnie od ich rasy i płci. W dużej części świata mogą też myśleć i mówić, co chcą. Jeśli zachorują, będą leczeni. Jeśli są niewinni, nie mogą być uwięzieni. Itd., itp.

Jest to imponująca lista, nawet jeśli uwzględni się niektóre przygnębiające dane. W delikatnie polemicznej przedmowie do książki swego męża wdowa po Simonie przytacza ponure statystyki, twierdząc, że nie licząc wojen, rządy państw w XX wieku wymordowały 7,3% swoich obywateli poprzez głód, obozy pracy, ludobójstwa i inne zbrodnie. Porównała to z 3,7% w wieku XIX i 4,7% w XVII. Moore i Simon pokazują jednak, że zdrowie i bogactwo nigdy nie były przedtem tak powszechne i tak obfite. I nawet ta  część ludzkości, która dopiero teraz wychodzi z  ubóstwa, ma wciąż przed sobą wiele do zyskania.

Problem polega jednak na tym, że wiara w postęp jest czymś więcej niż tylko prostą księgowością. Rachunki bowiem nigdy nie są zamknięte. Czy grożąca nawet teraz wojna nuklearna lub jakaś środowiskowa mega-katastrofa nie przechyli nagle szali w drugą stronę? A ponadto rachunki te są pełne pustych kolumn. Jak nasz nieznany buchalter wyłapie i zmierzy takie niepoznawalne i niemierzalne wartości jak poczucie spełnienia i szczęścia na przestrzeni wieków? Kiedy madachowy Adam przemierzał  historię, widział jak materialny postęp szedł w parze z duchowym upadkiem. Wielu ludzi twierdzi, że to samo obserwuje się i obecnie.

Nawet jeśli można wykazać, jak wiele nieszczęść było w przeszłości, to wiara w postęp dotyczy przyszłości. Osoby urodzone w bogatym dzisiejszym świecie myślą, że należy im się jakieś minimum zdrowia, dobrobytu i równości. Dla nich to jest normą, a nie wszelkie zarazy, żebractwo i niesprawiedliwości - niewolnictwa albo pańszczyzny, jakich doświadczali nasi przodkowie. I to jest niewątpliwie postęp.

Idea postępu ma długą historię, ale zaczęła rozkwitać dopiero w XVII wieku. Myśliciele Oświecenia uważali, że człowiek o wyzwolonym rozumie będzie wyrastał do coraz większych osiągnięć. Liczne przejawy jego człowieczeństwa będą same z siebie motorami postępu: język, instynkty społeczne, nauka, gospodarka, wrażliwość moralna, sztuka rządzenia itp. Niestety, wiele z tych motorów zawiodło.

Niektóre rzekome źródła postępu wydają się dziś osobliwe. Weźmy język: wielu myślicieli XVIII wieku uważało, że przesądy i przeszłe błędy zostały wdrukowane w słowa. "Histeria", na przykład, pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „macicę” i jej diagnoza opierała się na błędnym założeniu, że panika wynikała ze skurczu macicy, a dotyczy kobiet. Należy zatem tylko oczyścić język ze zgniłego myślenia, wierzono, a prawda i rozum w końcu zwycięży. To przekonanie dziś żyje, może trochę mniej intensywnie, w słownictwie politycznej poprawności. Ale w dzisiejszych czasach niewiele już osób, chyba że w Korei Północnej, wierzy w język jako czynnik zmiany społecznej.

Inne źródła postępu są spowite w tragedie. Germańskie myślenie, że postęp jednostki powinien być podciągnięty pod wspólny los narodu, czyli Volku, fatalnie wiąże się z Hitlerem. Ilekroć nacjonalizm staje się główną zasadą organizacyjną społeczeństwa, przemoc państwa nie pozostaje daleko w tyle i zwykle nie każe na siebie długo czekać. We wcześniejszych wiekach, ale przeciez i obecnie, wiele zbrodni popełniano w imię Boga. Jak to pisał australijski filozof John Passmore: "Ludzie starali się wykazać swoją miłość do Boga, nie kochając niczego, a miłość do ludzkości nie kochając nikogo." (Men have sought to demonstrate their love of God by loving nothing at all and their love for humanity by loving nobody whatsoever).

Z kolei wiek XX uwiodła idea, że ludzie będą awansować w ramach zbiorowości i że oświecona mniejszość ma prawo, ba, nawet obowiązek, nakłonić do postępu nieoświecone masy, bez względu na to czy one same chcą tego czy nie. W Rosji sowieckiej i w komunistycznych Chinach, w dążeniu do postępu popełniono wiele zbrodni przez elitę rządzącą. Krew milionów i upadek muru berlińskiego ćwierć wieku temu, pokazały, jak bardzo ludzie mogą mieć odmienne zdanie od rządzących. Przymus ma zawsze swoje atrakcje dla tych, którzy mogą go stosować wobec innych, ale jako źródło oświeconego postępu, podporządkowanie jednostki w interesie społeczności straciło obecnie wiele ze swego uroku.

Współczesne czasy zwróciły się niemal bez reszty w stronę postępu materialnego, którego głównym źródłem jest nauka. Jednak pośród kwarków i mikroprocesorów, kwasów nukleinowych i nanorurek rodzi się pytanie: Nauka daje ogromną moc zmieniania świata. Czy można zaufać ludziom, że wykorzystają ją w dobrej sprawie?

W starożytności uważano, że nie. Ostrzeżenia, że  ​​ciekawość może być destrukcyjna sięgają samych początków cywilizacji. Tak jak Adam i Ewa nieposłusznie zjedli z Drzewa Poznania Dobrego i Złego, tak i wścibska Pandora, pierwsza kobieta w mitologii greckiej, niesłusznie zajrzała do dzbana i wypuściła z niego na świat wszelkie zło.

Nowoczesna nauka jest pełna przykładów technologii, które mogą być stosowane zarówno na złe, jak również na dobre. Pomyślmy o elektrowni jądrowej oraz o  broni jądrowej; o biotechnologii i o skażeniu biologicznym. Albo mniej apokaliptycznie, o technologii informatycznej i nadzorze elektronicznym. Historia jest pełna przydatnych technologii, które jednak potem zrobiły ludziom krzywdę, świadomie lub nie. Energia elektryczna jest cudem czasów nowoczesnych, ale przecież elektrownie spalają zbyt dużo węgla i wytwarzają CO2 . Internet rozprzestrzenia wiedzę i rozumienie zjawisk, ale również przestępczość i pornografię. Niemiecka chemia wyprodukowała aspirynę i nawozy sztuczne, ale również wypełniała cyklonem B  hitlerowskie komory gazowe  .

Nie chodzi tu o to, że nauka jest szkodliwa, ale że postęp w nauce nie nakłada się dokładnie na mapę postępu ludzkości. W oficjalnym brytyjskim badaniu postaw publicznych wobec nauki w 2008 roku, nieco ponad 80% pytanych stwierdziło, że są "zaskoczeni osiągnięciami nauki". Jednak tylko 46% ankietowanych uznało, że "korzyści z nauki są większe niż jej szkodliwe działanie".

Z punktu widzenia ludzkiego postępu, nauka potrzebuje zarządzania. Postęp naukowy musi być włączony do tego, co można nazwać postępem moralnym. Może przynieść niezliczone korzyści, ale tylko wtedy, gdy ludzie używają go mądrze. Muszą też zrozumieć, jak powstrzymać naukę przed jej nadużywaniem. I aby to zrobić muszą szukać klucza poza nauką, w ludzkim zachowaniu.

Podobna jest historia ze wzrostem gospodarczym, innym źródłem postępu materialnego. XVIII wiek zakładał optymistycznie, że biznes przyniesie dobrobyt, a dobrobyt z kolei, przyniesie oświecenie. Biznes z nawiązką wypełnił pierwszą  połowę tej obietnicy. Jak słusznie zauważył Joseph Schumpeter, jedwabne pończochy były kiedyś tylko dla królowych, ale kapitalizm udostępnił je fabrycznym robotnicom. I, tak jak twierdzą Simon i Moore, dobrobyt przyniósł też znaczny udział w oświeceniu.

Jednak nawet najtwardsi obrońcy kapitalizmu, ogólnie rzecz biorąc, muszą się zgodzić, że jego tendencja do tworzenia karteli, koszt wytwarzanych zanieczyszczeń oraz częste krachy pod ciężarem własnej inwencji i spekulacji finansowej muszą być ograniczane przez prawa, które mają kierować jego energię na rzecz dobra wspólnego. Biznes potrzebuje rządzenia, tak samo jak nauka.

Szeroko zdefiniowany postęp gospodarczy wcale nie wyraża ludzkiego postępu bardziej precyzyjnie, niż robi to postęp w nauce. PKB nie mierzy dobrobytu, a bogactwo nie równa się szczęściu. Owszem, bogate kraje są, ogólnie rzecz biorąc, szczęśliwsze od biednych; ale wśród krajów rozwiniętych na świecie istnieje tylko słaba korelacja pomiędzy szczęściem i PKB. I choć bogactwo gwałtownie wzrosło w ciągu ostatniego półwiecza, poczucie szczęścia, mierzone i porównywane na podstawie badań krajowych, prawie w ogóle nie drgnęło.

Prawdopodobnie dzieje się tak  głównie z powodu stanu świadomości. Uważamy, że jest dobrze jeśli nam się poprawia względem innych, ale odczuwamy to dużo słabiej, jeśli tak samo poprawia się wszystkim dookoła. Po napełnieniu brzucha i zapewnieniu sobie dachu nad głową, ludzie pragną dóbr, które są symbolami statusu i pozwalają im podkreślać przewagę nad innymi. Nie każdy może posiadać obraz Matisse'a, apartament w parkowej dzielnicy miasta lub jacht na Mazurach. Kiedy ogólne bogactwo rośnie, konkurencja o takie symbole statusu staje się bardziej intensywna.

Ale nie jest też tak, że postęp materialny nie dostarcza dóbr emocjonalnych. Ludzie obawiają się jednak, że ludzkość nie umie zarządzać nimi prawidłowo, z takim skutkiem, że ich dzieciom nie będzie juz lepiej niż im samym. Lasy tropikalne się kurczą, lody arktyczne topnieją, więzi społeczne się rozpadają i coraz trudniej o prywatność. Życie staje się ponurą bieganiną w brzydkim świecie, a przyszłość robi się niepewna.

Cały ten sceptycyzm, i jeszcze sporo więcej, ukazano w "Roku 1984" i "Nowym wspaniałym świecie" - dwóch wielkich brytyjskich powieściach dystopijnych XX wieku. George Orwell i Aldous Huxley systematycznie obalają w nich każdy z motorów postępu z epoki Oświecenia. Orwellowska nowomowa jest językiem używanym do kontrolowania ludzkich myśli. Osoby żyjące na Airstrip One są zmieszane przez wieczystą wojnę w jednen stłamszony pseudonaród. W obu książkach elita wykorzystuje swą władzę do uciskania maluczkich, a nie do oświecania i promocji postępu. Nauka w Londynie Huxleya wyrodziła się w potwora: dzieci wychowywane w wylęgarni in vitro są chemicznie obezwładniane a ludzie są utrzymywani potem w stanie jakby polekowego stuporu. A w roku naszego Forda 632, władcy świata Huxleya wymagają entuzjastycznej konsumpcji aby podtrzymać pracę fabryk i uległość poddanych. Wszędzie tam, gdzie Oświecenie widziało pole do poprawy ludzkiej natury, Orwell i Huxley ostrzegają, że może ona raczej się pogorszyć wskutek tworzenia złych warunków, propagandy i wszechwładnej kontroli umysłu. Ich wizja jest skrajnie posępna.

Powstaje pytanie, dlaczego te koszmary Orwella i Huxleya wszelako się nie ziściły. Odpowiedź najprawdopodobniej zależy od ostatniej pary motorów postępu: wrażliwości moralnej w jej najszerszym znaczeniu, a także od instytucji, które tworzą to, co dziś jest znane jako "rządzenie". Te siły, szeroko liberalne, dają nadzieję na lepszą przyszłość - większą niż może się wydawać.

Młodszy partner z tego tandemu – rządzenie - nie jest, przynajmniej co do idei, upierdliwym ciemiężcą, ale raczej demokratycznym systemem praw i instytucji społecznych. To prawda, że i prawica i lewica mają wiele powodów do krytyki rządu. Dla prawicy, jak to Ronald Reagan pokazowo powiedział, dziewięć najbardziej przerażających słów w języku angielskim brzmi: “I'm from the government and I'm here to help" (Jestem z rządu i jestem tutaj, aby wam pomóc). Z kolei z punktu widzenia lewicy rząd nie zdołał okiełznać okrucieństwa rynku i pomóc słabszym wyjść z nędzy. Z tych bardzo różnych perspektyw, obie strony skarżą się, że rządowe regulacje są często kosztowne i nieskuteczne, i że przez wiele dziesięcioleci pomocy społecznej nie zdołano uporać się z poniżeniem i biedą.

 Jednak nawet jeśli rządy na Zachodzie spuściły obecnie z tonu i ograniczyły swoje ambicje z wyżyn powojennego państwa opiekuńczego, nawet jeśli jest to często nieskuteczne i egoistyczne, to jednak także uosabia postęp moralny. Mimo wszystko są przepisy gwarantujące wolność słowa, powszechne prawa wyborcze i równość wobec prawa. I są sądy, które mogą pociągnąć do odpowiedzialności państwo, kiedy nie spełnia ono standardów, które samo dla siebie ustaliło. Nawet jeśli takie przepisy i takie sądy są niedoskonałe, to lepiej, że jednak są niż gdyby ich nie było.

Stanowią one bowiem instytucjonalne oblicze podstawowego motoru postępu jakim jest wrażliwość moralna. Sama idea takiej wrazliwości prawdopodobnie brzmi dość staromodnie, ale jest przedmiotem ciekawych rozważań w ważnej książce Susan Neiman, amerykańskiej filozofki mieszkającej w Niemczech. Ludzie często stronią od moralnej wizji świata, choćby dlatego, że poczucie „moralnej pewności” zalatuje im nietolerancją i bigoterią. Kiedy pewien socjolog powiedział  „Nie oceniaj", stało się to jedenastym przykazaniem wszystkich konformistów zachodniego świata.

Ale Susan Neiman uważa, że ​​ludzie tęsknią za poczuciem celu moralnego. W świecie pochłoniętym konsumpcją i drobnymi własnymi interesami, dopiero poziom moralny, a więc i postęp moralny daje poczucie godności  życia. Ludzie sami chcą określić jak działać ma  świat, i nie zawsze chcą, aby świat za nich to określoł. Oznacza to, że zachowanie ludzi nie powinno być kształtowane przez wzgląd na to, kto jest najpotężniejszy, albo przez to, kto ma wygrać, a kto przegrać, ale raczej przez to, co jest słuszne a co nie, pomimo kosztów, ryzyka i niewygód. Wrażliwość moralna wyjaśnia dlaczego ludzie gotowi są cierpieć za swoje przekonania i dlaczego akty poświęcenia się zasadom są często tak silne.

Ludzie umieją odróżniać to, co jest od tego, co powinno być. Tortury były niegdyś w Europie powszechne i wykonywane publicznie na placach targowych ku uciesze gawiedzi. Teraz jest to już nie do przyjęcia, nawet gdy maskę śledczego nosi największe mocarstwo na świecie wynajmując do tego różne Klewki czy Guantanamo. W Ameryce murzyni nie mieli kiedyś wstępu do klubów i na salony. Obecnie czarny człowiek kończy drugą kadencję w Białym Domu.

Nie ma żadnych gwarancji, że szczelina między tym co jest i co powinno być zostanie kiedykolwiek zamknięta. Za każdym razem, gdy ktoś nas wzywa albo namawia  aby „być realistą” oczekuje od ciebie abyś zrezygnował, albo przynajmniej rozmiękczył swoje ideały. Pani Neiman przyznaje, że ideały nigdy nie zostaną spełnione w całości. Ale choć niedoskonale, zawsze można czynić postępy. To tak jak poruszać się w kierunku nieosiągalnego horyzontu. "Godność człowieka", pisze, "wymaga miłości ideałów dla nich samych, ale nie ma takiego wymogu, aby ta miłość była nagrodzona” (Human dignity requires the love of ideals for their own sake, but nothing requires that the love will be requited)

Na końcu poematu Madácha Adam ma zamiar rzucić się z rozpaczy w przepaść. I wtedy dostrzega światło w tunelu. Najpierw podchodzi Ewa, aby mu powiedzieć, że jest w ciąży i że będą mieli dziecko. Potem podchodzi Bóg i łagodnie mówi Adamowi, że nie ma racji próbując swych osiągnięć w tak wielkiej kosmicznej skali. „Mert ha látta a tranziens, földi élet meghatározott méretei örökkévalóság, nem lenne semmilyen erény állóképességet. Vagy ha látta a lélek átitat a por, hol lehet megtalálni ösztönzi az erőfeszítéseket?”  (Bo gdybyś swoje przemijające, ziemskie życie ujrzał osadzone w wymiarach wieczności, twoja wytrwałość nie byłaby żadną wartością. Lub jeśli twój duch miałby tylko stale spłukiwać kurz, gdzie mógłbyś znaleźć zachętę dla twoich wysiłków?) Wszystkim czego Bóg żąda od człowieka jest dążenie do postępu, nic więcej. Mówi: „Ez az emberi nagyság akarok” (To czego chcę, to ludzkiej wielkości).  

W swojej ksiązce pani Neiman prosi ludzi o odrzucenie fałszywego wyboru między utopią i degeneracją. "Postęp moralny -  pisze - nie jest ani zagwarantowany, ani nie jest beznadziejnie nieosiągalny. Po prostu zależy od nas".  (BJ)

 

 

Proponuje obejrzeć stosowny do tematu film:

Pułapki rozwoju FILM DOKUMENTALNY LEKTOR PL 

https://www.youtube.com/watch?v=w0fhHDp9jvs