Kolejny zamach terrorystyczny, tym razem w Berlinie i przy pomocy polskiej ciężarówki, znów kładzie się cieniem na nastrojach Niemców i na szansach politycznych pani Merkel. Krótka analiza.

W zamachu z 19 grudnia wieczorem, kiedy to ciężarówka na polskich numerach rejestracyjnych wjechała na teren jednego z berlińskich jarmarków bożonarodzeniowych  zginęło 12 osób, a 48 osób zostało rannych. Zamachowiec, który w walce w kabinie zabił polskiego kierowcę i porwał jego samochód w celu dokonania zbrodni, zbiegł i pozostaje na wolności. Policja twierdzi, że jest to 23-letni Tunezyjczyk Anis Amri, który podobno pozostawił po sobie dowód osobisty w szoferce. Odpowiedzialność za ten zamach wzięło na siebie Państwo Islamskie.

Zamach wywołał szok i ożywił w Niemczech debatę na temat zagrożenia, jakie wynika z przebywania na terytorium RFN dużej liczby osób, których tożsamość nie jest ustalona ani potwierdzona. Szaxcuje się, że dotyczy to około 130 tysięcy osób z ponad milionowej rzeszy, którą Angela Merkel wpuściła do Niemiec bez kontroli w roku 2014. Przybyli oni wtedy wraz z falą tzw. „uchodźców syryjskich” z Turcji, ale dziś już wiadomo, że dwie trzecie z nich nie mówi po arabsku. Są to przeważnie muzułmanie z Bałkanów (Bośniacy, Albańczycy) i Kaukazu (Czeczeńcy, Awarowie), Kurdowie, Turcy, ludzie z Afganistanu, Azji Środkowej itp.

Kanclerz Angela Merkel robi dobrą minę do złej gry, ale jest oczywiste, że i ten zamach stwarza dla niej poważny problem polityczny. Musi ona liczyć się teraz ze spadkiem notowań własnych i swojej partii oraz ze wzrostem poparcia dla rywalki AfD (Alternatywa dla Niemiec), tak jak miało to miejsce w przeszłości w momentach podobnych kryzysów. Jak na razie zapowiedziała ona surowe ukaranie sprawców, ale jednocześnie oświadczyła, że strach nie sparaliżuje Niemców, którzy nadal będą żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami. Sęk w tym, że sprawców nie ujęto, a w bajeczkę że zamachowiec znów „dziwnym trafem”, tak jak przy innych zamachach terrorystycznych, pozostawił na miejscu zbrodni swój dowód,tzw. Duldungsbescheinigung  praktycznie potwierdzający jego tożsamość, wierzy coraz mniej ludzi myślących.  Podobnie zachowali się jakoby wcześniej zamachowcy z Paryża, gdy po zamachu w  Charlie Hebdo, podczas ucieczki bracia Kouachi zmienili samochód, pozostawiając w pierwszym, dowód osobisty jednego z nich - Saida Kouachi. Także autor rzezi w Nicei -  Mohamed Lahouaiej-Bouhlel, zanim skierował tam ciężarówkę w tłum ludzi – na widocznym miejscu w samochodzie umieścił nie tylko prawo jazdy, dowód osobisty i swój telefon, ale także karty kredytowe. Ta zdumiewająca skłonność terrorystów do pozostawiania dokumentów w miejscu zbrodni ma swój początek w  micie założycielskim współczesnego terroryzmu, jakim był atak na wieże WTC w Nowym Jorku 11 września 2001 roku. Tam też pierwszymi odnalezionymi na gruzach dokumentami były paszporty należące do terrorystów - biorących w nim udział. Cóż za niezwykły przypadek! Pożar podobno stopił stalowe konstrukcje obu wież tak, że budynki się zapadły, ale nie zdołał spalić paszportów, które wypadły z samolotu w czasie uderzenia. No, no…

W każdym razie, mało kto w Niemczech podziela spokój Primakanzleriny. Szef współrządzącej w RFN bawarskiej CSU Horst Seehofer zażądał radykalnej zmiany polityki azylowej i bezpieczeństwa. Szef MSW Bawarii Joachim Hermann (CSU) zaapelował o otwartą debatę na temat ryzyka, jakie stwarza przyjmowanie uchodźców. Ale antyimigracyjna i antyislamska Alternatywa dla Niemiec (AfD) nie zostawiła na Angeli Merkel suchej nitki, obarczyła ją pełną odpowiedzialnością polityczną za zamach, a także zażądała uszczelnienia granic, zamknięcia meczetów, w których nawołuje się do dżihadu i deportacji potencjalnych terrorystów. I tylko przewodniczący Partii Zielonych Cem Özdemir, Turek i muzułmanin, ostrzegł Niemców  gegen übertriebenen Reaktionen auf den Anschlag  (przed przesadnymi reakcjami na zamach).

Powinno być oczywiste, że kanclerz Merkel nie zmieni swojego stanowiska, a już na pewno nie radykalnie. Oznaczałoby to bowiem przyznanie się do podejmowania błędnych decyzji i zrażenie wyborców centrowych. Część polityków rządzącej chadecji będzie jednak deklarować zaostrzenie kursu wobec migrantów, broniąc jednocześnie Angeli Merkel. Komunikaty te będą adresowane do potencjalnych wyborców AfD.

Najprawdopodobniej już w styczniu rząd przedstawi projekty ustaw zaostrzające procedury azylowe i antyterrorystyczne. Propozycje, które są obecnie formułowane, nie są wszelako nowe i pojawiają się w niemieckiej debacie od wielu miesięcy. Chodzi m.in. o utworzenie centrów tranzytowych w pobliżu granic, gdzie tożsamość migrantów byłaby sprawdzana dokładniej, o deportowanie migrantów nie współpracujących przy ustalaniu tożsamości, o wprowadzenie rocznego limitu uchodźców przyjmowanych przez Niemcy, ale także dopuszczenie Bundeswehry do działań wewnątrz kraju, ułatwienie w zakładaniu podsłuchów i monitorowaniu komunikacji elektronicznej, ułatwienie współpracy między policją a służbami wywiadowczymi. Projekt ustawy ułatwiający monitoring wideo w miejscach publicznych przygotowany wcześniej przez ministra spraw wewnętrznych Thomasa de Maiziere (CDU) został przyjęty przez rząd już 21 grudnia.

Współżycie z dżihadystami nie zapowiada się w Niemczech łatwo. Wyniki badań przeprowadzanych corocznie od 25 lat na zlecenie koncernu ubezpieczeniowego R+V, a dotyczących największych zagrożeń odczuwanych przez Niemców pokazały w 2016 roku drastyczny spadek zaufania do instytucji państwowych i wzrost obaw przed zamachami i konfliktami z migrantami. Poniedziałkowy zamach w Berlinie wzmocni te tendencje, co z kolei może przełożyć się na wzrost gotowości do przemocy i „brania spraw w swoje ręce”  w środowiskach bardziej radykalnych. Tak czy inaczej - w nadchodzącym roku 2017 stawiam na duży sukces AfD: w wyborach III miejsce i ponad 15% mandatów w Bundestagu  (BJ)