ACTA DIURNA (881) Zapraszam na serwis dzisiejszych depesz i komentarzy z zagranicy

 

Trwają walki na południu Syrii

Pod miastem Homs do walk weszły nowe oddziały Dżabhat an-Nusra. Są oni powstrzymywani przez oddziały milicji syryjskiej pod Tel Bisa. Terroryści ostrzeliwują trasę prowadzącą w kierunku Hama. W prowincji Idlib emisariusze Dżabhat an-Nusra uzupełniają swe szeregi namawiając tamtejsze kobiety do wstąpienia do ich oddziałów – „przecież nie możemy być gorsi od Kurdów”. Pod Damaszkiem oddziały Dżajsz ul-Islam i wspierające je od tyłu oddziały Dżabhat an-Nusra  wspierają ostrzałem swoje oddziały,  które zajmują miejscowości Nula, Harasta, Mardż-Sultana i Dżobar.

 

Walki w Aleppo i okolicy

W dniu dzisiejszym największa aktywność miała miejsce na południowy wschód od Aleppo. Terroryści ostrzeliwali zamieszkałe tereny cywilne leżące 15-20 km od miasta oraz zajęte przez Syryjczyków okolice bazy Kuwejris. Z miasta Sfira które jest teraz pod panowaniem armii syryjskiej uciekają mieszkańcy. Armia syryjska oraz lokalne milicje zlikwidowały dziś dziesiątki terrorystów. Znani i rozpoznani prócz jednego Brytyjczyka (Muhammad Bakri) to Ibrahim Rahawi, Dżuma Al-Ahmad, Omar Bakri Fustok.

 

Walki w prowincji Hama

Dziś rano w miejscowości al-Latamna w prowincji Hama Syryjczycy przeprowadzili operację specjalną w wyniku której zlikwidowano i raniono „dużą liczbę” członków terrorystycznej bandy zbrojnej „Adżnad asz-Szam”. W al-Habit rozbito lokalną organizację „Dżabhat an-Nusra”. Terroryści stracili samochód z ciężkim karabinem maszynowym i „pewną liczbę” ludzi. Wśród zabitych źródła wymieniają cały szereg nazwisk rozpoznanych terrorystów, w tym czterech z rodu Khamavi (Abdu, Samir, Said i Dardah).  W ostatniej dobie armia syryjska zlikwidowała  również ponad 60 terrorystów z ugrupowania  Dżajsz al-Fath – związanego z reżimem Erdogana oraz Saudami.

 

Irak: odbito pola naftowe

Państwo Islamskie kontroluje już tylko niewielką część eksploatowanych złóż w prowincji Niniwa, ale samo nie jest już w stanie prowadzić wydobycia, oświadczył rzecznik Ministerstwa Ropy Iraku Assem Dżihad. „Wojsko i siły bezpieczeństwa Iraku zdołały wyprzeć terrorystów z prowincji Salah ad-Din. Teraz PI kontroluje tylko niewielką część eksploatowanych złóż w prowincji Niniwa”. Jednocześnie podkreślił, że samo PI „nie jest w stanie eksploatować złóż, ponieważ wymaga to wiedzy technicznej”. Przyznał jednak, że wcześniej PI udało się przechwycić dość duże zasoby ropy naftowej. „Nie możemy podać dokładnych liczb, ponieważ kradzież była chaotyczna, ale mówimy o miliardach dolarów”.

  NATO bliżej granic z Rosją

 NATO rozważa możliwość zwiększenia liczby wojsk na granicach z Rosją. O tym dziś poinformowała gazeta The Wall Street Journal powołując się na źródła w kręgach dyplomatycznych i wojskowych. Dowództwo NATO omawia kolejne rozszerzenie obecności wojskowej na granicy z Rosją, pisze gazeta The Wall Street Journal powołując się na źródła dyplomatyczne i wojskowe. Według jednego z planów NATO wdroży po jednym batalionie liczącym od 800 do 1000 żołnierzy w Polsce oraz w każdym z trzech krajów bałtyckich (Estonii, Łotwie, Litwie). Inna opcja zakłada rozmieszczenie jednego batalionu w całym regionie.Rzecznik prezydenta FR Dmitrij Pieskow powiedział, że NATO przykrywa swoje działania pretekstami o zagrożeniu zbrojnym, które rzekomo pochodzi z Rosji. Jednocześnie, kontynuuje Pieskow, wszelkie plany zbliżenia infrastruktury wojskowej Sojuszu do granic Federacji Rosyjskiej doprowadzą do działań odwetowych ze strony Moskwy.

Dowody albo dementi!

 Rosyjskie Ministerstwo Obrony zaprosiło attaché wojskowych USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch, Arabii Saudyjskiej i Turcji, aby uzyskać uzasadnienie oświadczeń, że siły powietrzne Rosji atakują rzekomo obiekty cywilne w Syrii. Ministerstwo Obrony Rosji poprosiło kraje NATO i Arabię Saudyjską o wyjaśnienie, co miały na myśli, oskarżając rosyjskie lotnictwo o naloty na szpitale w Syrii — oznajmił dzisiaj wiceszef resortu obrony Anatolij Antonow.  „Zaprosiliśmy dzisiaj attaché wojskowych USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch, Arabii Saudyjskiej, Turcji i bloku NATO i poprosiliśmy o oficjalne wytłumaczenie istoty złożonych oświadczeń lub złożenie dementi. Szczególnie dotyczy to skandalicznych oskarżeń w szeregu angielskojęzycznych mediów o rzekome naloty na szpitale" — powiedział Antonow po spotkaniu z attaché wojskowymi.Według niego, w ostatnim czasie nasiliły się ataki informacyjne na działania Sił Lotniczo-Kosmicznych Rosji w Syrii ze strony szeregu mediów. „Jesteśmy oskarżani nie tylko o atakowanie „umiarkowanej opozycji", ale również obiektów cywilnych, takich jak szpitale a także meczety i szkoły. W rezultacie, jak donoszą zachodnie media, giną rzekomo cywile" — podkreślił Antonow. Wyraził on ubolewanie, że „niektórzy urzędnicy i działacze polityczni szeregu państw zagranicznych składają podobne oświadczenia". Jak podkreślił Antonow, wystarczy przypomnieć wypowiedź sekretarza stanu USA Johna Kerry'ego, sekretarza obrony USA Ashtona Cartera, sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga, ministra obrony Wielkiej Brytanii Michaela Fallona, ministra obrony Francji Jean-Yvesa Le Driana oraz wielu innych. Ministerstwo Obrony Rosji „uważnie monitoruje i analizuje podobne oświadczenia" — podkreślił Antonow.    Chiny: negatywna lista inwestorów Chiny zamierzają ustanowić bardziej przejrzyste zasady inwestowania w ich gospodarkę, w szczególności zamierza stworzyć listę sektorów niedostępnych dla zagranicznych inwestorów, pisze agencja informacyjna Xinhua powołując się na komunikat z plenum Komunistycznej Partii Chin. W czwartek w Pekinie zakończyło pracę plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin na którym omawiano plan dla rozwoju gospodarczego i społecznego kraju na lata 2016-2020 (XIII pięciolatka). „Liderzy Komunistycznej Partii Chin zdecydowali, że sporządzą ”negatywną listę”, w której zostaną jasno określone, jakie sektory są niedostępne dla zagranicznych inwestycji. To pomoże w zapewnieniu ochrony praw inwestorów i lepszego inwestowania środków”, — cytuje agencja wyniki końcowe plenum. Jednocześnie należy zauważyć, że sektor usług powinien być bardziej dostępny dla cudzoziemców.  


 Chiny: koniec polityki jednego dziecka

 Podczas zakończonego dzisiaj plenum KC Komunistycznej Partii Chin podjęta została decyzja o odejściu od dotychczasowej polityki jednego dziecka w rodzinie. Od tej pory wszystkie pary będą mogły mieć dwoje dzieci. Posiadanie większej liczby potomstwa wiązało się dotąd z ponoszeniem dodatkowych opłat i szykanami administracyjnymi. Pierwszy wyłom w obowiązującej polityce jednego dziecka został uczyniony dwa lata temu, kiedy to chińskie władze zezwoliły parom, w których co najmniej jedno z rodziców było jedynakiem, na posiadanie dwójki dzieci. Ponadto, polityka jednego dziecka nigdy nie obowiązywała mniejszości narodowych (bagatela: w sumie 85 milionów!). Nowe regulacje są związane z postępującym starzeniem się chińskiego społeczeństwa, trudnościami poboru do armii, a także z występującym niedoborem kobiet. Skoro bowiem dziecko ma być tylko jedno, to większość par wolała mieć syna, co wiązało się często z aborcją dziecka, gdy badanie USG wykazało, że jest to dziewczynka.  


 Vershbow: unikać napięć

 NATO i Rosja powinny unikać zbędnych napięć bez względu na przeciwstawne stanowiska, zwłaszcza w Syrii, krajach bałtyckich i na Morzu Czarnym - uważa zastępca sekretarza generalnego NATO Alexander Vershbow. „W naszym interesie leżą stosunki z Rosją, powinniśmy zrobić tak, aby niepotrzebnie nie eskalować napięć. Powinniśmy ciągle dbać o większą przejrzystość i przewidywalność w stosunkach, aby unikać nieporozumień, zapobiegać incydentom, których można uniknąć tam, gdzie nasze siły mogą mieć styczność: nad Bałtykiem, na Morzu Czarnym lub nad Syrią" — oznajmił Vershbow podczas inauguracji w Madrycie konferencji „NATO i kolejna faza kryzysu", zorganizowanej przez Królewski Instytut Elcano i Wydział Dyplomacji Społecznej NATO. Zdaniem Vershbow, NATO powinno zmienić politykę w związku z zaostrzeniem się stosunków z Moskwą. Temat ten zostanie omówiony na przyszłym szczycie sojuszu.   „W miarę zbliżenia się kolejnego szczytu NATO w Warszawie w lipcu powinniśmy ocenić długofalowe skutki obecnego kryzysu dla stosunków z Rosją i przyszłości sojuszu" — powiedział Vershbow. „Rosja nie jest Związkiem Radzieckim, zamkniętym za żelazną kurtyną. Świat się zmienił. Jest bardziej zintegrowany i współzależny. Kwestia polega więc nie na tym, czy mamy stosunki z Rosją, lecz na charakterze tych stosunków" — powiedział zastępca sekretarza generalnego sojuszu. „W przyszłości, jeśli mamy przed sobą długotrwałą rywalizację z Rosją, powinniśmy zmieniać przymierze, biorąc pod uwagę długofalowe perspektywy. Trzeba udoskonalić wymianę danych wywiadu, ustalić potencjalnie słabe punkty, walczyć… z atakami cybernetycznymi, włącznie ze współdziałaniem w tych kwestiach z organizacjami międzynarodowymi, przede wszystkim z UE" — oznajmił zastępca sekretarza generalnego NATO. Przypomniał on, że siły szybkiego reagowania NATO (Spearhead force) mogą zostać rozmieszczone w ciągu kilku dni, we wschodnich państwach sojuszniczych zostało otwartych sześć nowych sztabów, jeszcze dwa dopiero mają zostać otwarte, odbywają się ćwiczenia w krajach Europy Wschodniej. Według słów Vershbow, celem tych działań jest „danie Rosji do zrozumienia, że nie powinna nawet myśleć o konfrontacji z NATO". Poza tym Vershbow zwrócił uwagę na to, że NATO udziela praktycznej pomocy Ukrainie poprzez pięć funduszy docelowych w takich sferach, jak dowództwo i zarządzanie, obrona cybernetyczna oraz pomoc medyczna. „Sojusznicy dostarczają Ukrainie sprzęt a także szkolą wojskowych i policję" — powiedział Vershbow, dodając, że „funkcjonują także obszerne programy z Gruzją i Mołdawią na rzecz poprawy obronności". Według słów Vershbow, siły NATO powinny skupiać się „na wyzwaniach, pochodzących z Rosji i południa". W tym kontekście wyodrębnił on obronę przeciwrakietową oraz przypomniał, że w hiszpańskiej bazie wojskowej Rota bazują cztery amerykańskie niszczyciele wyposażone w rakiety balistyczne.   


 Sarkozy w Moskwie

 Świat potrzebuje Rosji, powiedział były prezydent Francji Nicolas Sarkozy na spotkaniu z rosyjskim liderem Władimirem Putinem. „W moim głębokim przekonaniu świat potrzebuje Rosji. Rosja i Europa są skazane na współpracę”, — powiedział były prezydent Francji Nicolas Sarkozy na spotkaniu z Władimirem Putinem. „Nie mogę powiedzieć, że kompromis, który osiągnęliśmy, był doskonały sam w sobie, ale udało nam się uniknąć konfrontacji i jestem przekonany o konieczności wyjścia z okresu konfrontacji, w którym teraz jesteśmy”, — powiedział Sarkozy na spotkaniu z Putinem. „Prawda. Rzeczywiście wiele nam się udało”, — odpowiedział Putin.  


 Uchodźcy pójdą przez Polskę?

 Dziennikarz niemieckiej gazety „Die Zeit” Malte Henk opublikował na swoim profilu na Twitterze mapę w języku arabskim. Widać na niej, że nowa fala uchodźców będzie przedostawać się do Niemiec przez Polskę i Ukrainę. Jak poinformowało Polskie Radio, Malte Henk nie może ręczyć za jej autentyczność. Dziennikarz zastrzegł, że mapka została mu pokazana przez grupę syryjskich uchodźców z obozu na greckiej wyspie Kos. Zawiera ona nową trasę imigrantów, która teraz będzie przebiegała przez Bułgarię, Rumunię, Ukrainę (Zakarpecie) i Polskę do Niemiec.„Polska będzie nowymi Węgrami? Syryjscy uchodźcy mają nową trasę" — pisze reporter niemieckiego tygodnika "Die Zeit".Alternatywne trasy pojawiają się związku z uszczelnieniem granic przez Węgry. Obecnie uchodźcy próbują przedostać się do Unii Europejskiej przez Chorwację i Słowenię, ale kraje Europy Środkowej i Wschodniej obawiają się, że imigranci, którzy zmierzają do Niemiec, mogą wybrać inne trasy.Rafał Baczyński-Sielaczek z Instytutu Spraw Publicznych uważa, że najsłabszym ogniwem alternatywnej trasy będzie Ukraina. – Wyczerpana konfliktem na wschodzie kraju oraz słaba gospodarczo prawdopodobnie nie będzie w stanie uszczelnić granicy – powiedział ekspert.Na Ukrainie już dochodziło do podobnych precedensów. Wczoraj ukraińscy pogranicznicy poinformowali o zatrzymaniu na lotnisku w Kijowie drużyny piłkarskiej z Nigerii, która rzekomo udawała się na mecz do obwodu zakarpackiego. – Podczas kontroli dokumentów okazało się, że lotem Stambuł-Kijów przybyła dwunastoosobowa drużyna piłkarska z Nigerii. Wyjaśniono, że nikt nie czekał na „zespół” na terytorium Ukrainy i nie planowano w dzień jego przylotu meczu – podano w komunikacie Państwowej Służby Granicznej Ukrainy.To nie pierwszy przypadek zatrzymania „nietypowych” gości na lotnisku w Kijowie w ostatnim czasie. Wczoraj ukraińscy pogranicznicy zatrzymali również irańskiego snajpera z „kapciami umożliwiającymi bezszelestne poruszanie się”, który rzekomo zamierzał przyłączyć się do donbaskich powstańców.  


 Erdogan: nie ma konfliktu z Rosją

 Między Rosją a Turcją obowiązuje porozumienie o współpracy gospodarczej i strategicznej i kraje przestrzegają tego porozumienia, przypomniał turecki przywódca. Jednak on podkreślił, że nie zgadza się z operacją sił powietrznych FR w Syrii, o czym też poinformował prezydenta Rosji. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że między Moskwą a Ankarą są rozbieżności w kwestii Syrii, ale nie może to być traktowane jako konflikt między dwoma krajami. „Między naszymi krajami istnieje porozumienie o współpracy gospodarczej i strategicznej i przestrzegamy tego porozumienia. Między nami mogą być pewne rozbieżności, ale nie można ich oceniać jako konflikt pomiędzy dwoma krajami. Na przykład możemy nie pozwolić im korzystać z naszej przestrzeni powietrznej. Oni z kolei powinni szanować naszą decyzję. Dlatego Rosja wybrała inną przestrzeń powietrzną do realizacji swoich planów”, — powiedział Erdogan na antenie kanału telewizyjnego  Yrmidort.On oświadczył, że wyraził prezydentowi Władimirowi Putinowi swój brak poparcia dla operacji sił powietrznych FR w Syrii i dodał, że rozmowy w sprawie kryzysu syryjskiego na szczeblu ministrów spraw zagranicznych wielu krajów, w tym Rosji i Turcji, trwają.  


 Turcja zaatakuje Kurdów?

 Ankara nie wyklucza przeprowadzenia operacji wojskowych w związku z wypowiedziami syryjskich Kurdów na temat stworzenia autonomii w mieście Tel Abyad, oświadczył prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan.Turcja „zrobi wszystko, co niezbędne”, aby zapobiec stworzeniu autonomii przez popieranych przez USA syryjskich Kurdów w przygranicznym mieście Tel Abyad, oświadczył prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Według niego środki te mogą obejmować prowadzenie operacji wojskowych, poinformowała agencja Reuters. Ankara uważa, że oświadczenie Kurdów, na czele których stoi syryjska kurdyjska partia „Unii Demokratyczna” (PYD), na temat autonomii Tel Abyad jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Turcji. Turcja bierze udział w operacjach wojskowych przeciwko grupie terrorystycznej „Państwo Islamskie” w Syrii w ramach koalicji kierowanej przez USA.   Telefon Obamy do Erdogana Ostatni telefon amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy do prezydenta Turcji Tayyipa Erdogana po raz kolejny potwierdził, że turecka polityka zagraniczna w Syrii „została pomnożona na zero" - pisze turecki periodyk Zaman. Periodyk podkreśla, że w ostatnim czasie Obama już kilkakrotnie telefonował do Erdogana, między innymi prezydent USA wyrażał „ubolewanie" w związku z polityką Ankary w sprawie Syrii.  „Sytuacja rzeczywiście jest poważna. Interesom Ankary zagraża  al-Assad, a także Partia Unii Demokratycznej i Oddziały Samoobrony Ludowej, związane z Partią Pracujących Kurdystanu. Wojskowego wsparcia jednemu z tych zagrożeń udziela „partner strategiczny" Turcji na Wschodzie — Rosja, a drugiemu — jej „partner strategiczny" na Zachodzie w osobie USA" — pisze turecki periodyk. Ostatnio wymęczona dwoma globalnymi siłami Ankara zaczęła aktywniej wyrażać swój niepokój. Ambasadorzy Rosji i USA w Ankarze w ciągu tygodnia z osobna zostali wezwani do MSZ Turcji, gdzie przekazano im reakcję rządu. Takie posunięcia wskazują na poważne problemy w stosunkach zagranicznych — podkreśla Zaman. Administracja USA nie może nie wiedzieć o tym, że liczni kurdyjscy bojownicy uczestniczą w starciach zbrojnych zarówno przeciwko wojskom rządowym w Turcji, jak i przeciwko PI w Syrii. USA udają jednak, że nie wiedzą o tym, ponieważ nie zgadza się to z ich celami — czytamy w artykule.  


 Independent: niebezpieczna eskalacja w Syrii

 Amerykanie wybrali Baracka Obamę mając nadzieję na to, że USA już nie będą angażować się w cudze wojny. Tymczasem polityka Białego Domu w Syrii ponosi fiasko i Waszyngton najprawdopodobniej rozpocznie operację lądową - uważa amerykański redaktor The Independent David Osborne. Waszyngton oszukuje swoich obywateli w kwestii dalszych działań w Syrii — jego obecna strategia na Bliskim Wschodzie sypie się i najprawdopodobniej USA rozpoczną operację lądową w regionie — uważa David Osborne. Barack Obama został dwukrotnie wybrany na przywódcę USA między innymi dlatego, że obiecał, iż pod koniec jego prezydentury USA zaprzestaną przerzucania wojsk w celu udziału w cudzych wojnach. Obywatele poparli takie oświadczenia Obamy, lecz obecnie coraz trudniej jest scharakteryzować to, co USA robią w  Syrii i Iraku — czytamy w artykule. W samym Iraku pozostaje 3500 amerykańskich wojskowych, nazywanych „instruktorami" i „konsultantami". Co się tyczy Syrii, to tam USA kontynuują wsparcie tak zwanej umiarkowanej opozycji, walczącej z ugrupowaniem terrorystycznym Państwo Islamskie „jedynie" poprzez pomoc powietrzną, dostawy broni i szkolenia — przypomina David Osborne. „Biały Dom jest daleki od uczciwości, ponieważ jego strategia rozpada się. PI pozostaje niebezpieczną formacją zbrojną w Iraku i Syrii. Ostatni program szkoleniowy dla umiarkowanej opozycji jest śmiechu warty. Jedynym wariantem dla USA jest rozpoczęcie operacji lądowej" — uważa sprawozdawca The Independent. Jeśli w ubiegłym miesiącu szef personelu Białego Domu Denis McDonough mówił o tym, że „w Syrii będą syryjskie siły lądowe", to już w tym tygodniu sekretarz obrony USA Ashton Carter oznajmił, że USA będą wspierać partnerów między innymi w drodze „bezpośrednich działań na lądzie" — podkreśla David Osborne. Nadszedł czas, aby spojrzeć faktom w oczy. Biały Dom mówi o „konsultowaniu i wsparciu" „umiarkowanej" opozycji w Syrii, lecz amerykańscy żołnierze już uczestniczą w walkach lądowych z PI w Iraku i niedługo znajdą się — jeśli już się nie znaleźli — w Syrii. USA znów wkroczyły na niebezpieczną drogę — przypuszcza sprawozdawca.     


 W Ameryce upadła sztuka dyplomacji

 „USA zupełnie oduczyły się prowadzić pracę dyplomatyczną. Głównym narzędziem amerykańskiej polityki zagranicznej stały się groźby wprowadzenia sankcji lub zastosowania siły. Jednocześnie angażując się po raz kolejny w konflikt zbrojny, Waszyngton nie myśli o tym, co będzie później, kiedy działania bojowe się zakończą. Pod wieloma względami ta sytuacja jest uwarunkowana degradacją amerykańskiego korpusu dyplomatycznego: podczas gdy w większości państw świata wysokie urzędy w resorcie zagranicznym zajmują zawodowcy, w USA te stanowiska dostaje się w nagrodę za aktywny udział w kampanii wyborczej zwycięskiej partii” - pisze były dyplomata i pracownik Pentagonu Chaz Freeman w artykule  „Dyplomacja – utracona sztuka?” w What They Say About USA. Sens dyplomacji to poszukiwanie wspólnego fundamentu drogą wysłuchiwania tego, co mówią i o czym milczą rozmówcy, oraz odpowiedzialne działania, które po tym następują. Dyplomacja pozwala państwom promować swoje interesy i rozwiązywać problemy cudzoziemców, niemalże nie korzystając z siły. Porażka misji dyplomatycznej może oznaczać wojnę ze wszystkimi jej straszliwymi skutkami. Dyplomacja to sztuka zmuszania innych do grania w twoją grę i na twoich zasadach. Sądząc po tym, jak trudna sytuacja zapanowała po zakończeniu zimnej wojny, USA mało rozumieją w dyplomacji i nie władają tą sztuką. Po rozpadzie ZSRR, USA w zakresie polityki zagranicznej opierają się niemal wyłącznie na polityce sankcji ekonomicznych, wojskowym powstrzymaniu i sile. Amerykanie nie próbują zasłużyć na szacunek innych państw własnym przykładem lub poprzez uprzejme przekonanie. W Waszyngtonie groźba użycia siły stała się pierwszym, a nie ostatnim narzędziem polityki zagranicznej. Powinniśmy się oduczyć zachowań, które przyswoiliśmy w latach zimnej wojny. My nadal reagujemy na wrogie przejawy groźbami użycia siły, a nie eskalacją wysiłków dyplomatycznych, skierowanych na uregulowanie konfliktowej sytuacji. Wprowadzamy sankcje jako symbol naszego niezadowolenia. Oczekiwany cel sankcji to zmuszenie do pokorności państwo, przeciwko któremu się je wprowadza. Ich sukces mierzy się tym, ile nieprzyjemności i strat uda się z ich pomocą sprawić przeciwnikowi, a nie tym, na ile zmienią one jego zachowanie. Pod wieloma względami sankcje rykoszetem biją w nas samych. Stwarzają coś w rodzaju muru dla importu naszej produkcji do państwa, przeciwko któremu sankcje wprowadzono. Często stymuluje to dążenie tych państw do samowystarczalności i sprzyja sztucznemu rozkwitowi niektórych gałęzi ich gospodarki. Sankcje szkodzą jednym grupom wewnątrz Stanów Zjednoczonych i przynoszą korzyść innym. Zgubne skutki sankcji pogłębiają się przez przyzwyczajenie Amerykanów do łączenia ich z dyplomatycznym ostracyzmem. USA to jedyne wielkie mocarstwo, któte nie postawiło dyplomacji na profesjonalne tory. W innych rozwiniętych państwach dyplomatami zostawali ludzie, którzy dysponowali unikalnym połączeniem wiedzy i metod, bogatym doświadczeniem pracy w sferze stosunków międzynarodowych i stale podnoszonymi kwalifikacjami. Amerykanie natomiast uważają, że opracowanie i prowadzenie linii polityki zagranicznej najlepiej oddawać w ręce rozreklamowanym marzycielom i teoretykom, nie obciążonym specjalistyczną wiedzą, praktyką i doświadczeniem. Po zakończeniu zimnej wojny znacznie zwiększyła się liczba urzędników niewysokiej rangi, którzy otrzymywali stanowiska z powodów politycznych. Wchodzimy w epokę strategicznej zmienności, gdzie nie ma konkretnych linii obrony, które trzeba utrzymać w stylu dyplomacji okresu zimnej wojny. Nasze przywództwo jest coraz bardziej sceptycznie przyjmowane na świecie, gdzie mnożą się wyzwania, na które nie można dać odpowiedzi środkami wojennymi. Pora na nowo otworzyć dla siebie głęboką dyplomację, pora wspomnieć narzędzia niesiłowego nacisku, aby przekonać innych, że mogą skorzystać na współpracy z nami, a nie przeciwko nam.  


 PE: nie ścigać Snowdena

 Europarlamentarzyści przyjęli rezolucję wzywającą UE do zapewnienia byłemu pracownikowi służb specjalnych USA Edwardowi Snowdenowi ochrony i zapobieżeniu jego ekstradycji na znak uznania jego statusu obrońcy praw człowieka.Parlament Europejski na sesji plenarnej w czwartek w Strasburgu większością głosów przyjął rezolucję wzywającą kraje UE do zaprzestania „jakiegokolwiek prześladowania” Edwarda Snowdena, powiedział RIA Novosti rzecznik zgromadzenia. Parlamentarzyści wezwali państwa UE „do zaprzestania jakichkolwiek prześladowań Snowdena, zapewnienia mu ochrony, a tym samym zapobieżenia jego ekstradycji lub zwrotu trzeciej stronie — na znak uznania jego statusu informatora o niebezpieczeństwie i międzynarodowego obrońcy praw człowieka”, powiedział rozmówca agencji. Były pracownik wywiadu USA Edward Snowden ujawnił w 2013 roku dane, z których wynikało, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego USA masowo szpiegowała nie tylko obywateli UE, ale również wielu europejskich przywódców.  


 Ukraińcy zalewają Polskę

Ukraińcy coraz częściej emigrują na pobyt stały do Polski. Ze statystyk Unii Europejskiej wynika, że w ubiegłym roku liczba legalnie pracujących imigrantów w tym kraju wzrosła o 60%, informuje Gazeta.Ru.Prawo na pobyt stały lub tymczasowy w tym kraju w zeszłym roku otrzymało około ćwierć miliona Ukraińców. „Polska istotnie uprościła procedury uzyskania pozwolenia na pobyt dla pracowników imigrujących z Ukrainy. Wynika to z deficytu siły roboczej: według niektórych szacunków około 4 milionów osób w wieku produkcyjnym w Polsce wyjechało do pracy do krajów Europy Zachodniej”, — podkreśla prezes Ukraińskiego Centrum Analitycznego Aleksander Ochrimienko. Oprócz Polski, Ukraińcy aktywnie wyjeżdżają do Czech (12,9 tys.), Słowacji (1,6 tys.), Łotwy (1,3 tys.) i na Litwę (2,1 tys.).  Powodów, dla których Ukraińcy tak aktywnie wyjeżdżają za granicę, jest kilka. Najważniejszym z nich to gwałtowny spadek poziomu życia. Na przykład w 2014 roku Ukraina stała na czele europejskiego rankingu krajów o najniższym poziomie dochodów ludności. Średni dochód obywatela tego kraju wynosił 178 euro miesięcznie, podczas gdy w Mołdawii — 190 euro, Gruzji — 364 euro, Rosji — 370 euro, w Polsce — 671 euro, a w Danii — 3122 euro. Mówiąc o przyczynach emigracji Ukraińcy zaznaczają, że są rozczarowani przeprowadzaniem reform i nie mają nadziei na poprawę sytuacji gospodarczej w kraju w ciągu najbliższych kilku lat. W ukraińskim społeczeństwie rośnie frustracja działaniami rządu: rok temu sondaż niezależnej grupy socjologicznej „Rating” (Rating Group Ukraine) pokazał, że 51% ankietowanych Ukraińców uważa, że sytuacja w kraju idzie w złym kierunku. Eksperci twierdzą, że w ciągu najbliższych pięciu lat Ukrainę może opuścić do 5 milionów ludności pracującej z około 18 milionów aktywnych zawodowo obywateli. W rzeczywistości jest to co czwarty pracownik. „Trzeba będzie uzupełnić straty kosztem uchodźców i obywateli Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kirgistanu”, — uważa prezes Ukraińskiego Centrum Analitycznego Aleksander Ochrimienko.  


 TTIP nic nie da

Transatlantyckie Porozumienie w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) USA i Unii Europejskiej, którego warunki są omawiane za zamkniętymi drzwiami, wywołało burzę krytyki w krajach europejskich. W Niemczech przeciwnicy traktatu wyszli na ulice. Jednak kanclerz Angela Merkel, mimo oburzenia, nadal nalega na szybką ratyfikację umowy i żąda, aby zakończyć wszystkie niezbędne procedury przed końcem tego roku. Ze swej strony przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert powiedział, że niemiecki parlament wyrazi zgodę na przyjęcie traktatu, jeśli tylko w rozmowach będzie „więcej przejrzystości”, wzywając parlamentarzystów do powstrzymania się od pochopnych kroków. Według zastępcy dyrektora Instytutu Historii i Polityki Uniwersytetu Moskiewskiego, politologa Władimira Szapowałowa, wiele będzie zależeć od samych Europejczyków, a przede wszystkim od niemieckiej opinii publicznej.„Jeśli pozycja przeciwników TTIP będzie poważnie zaprezentowana w Bundestagu i w niemieckim rządze, to stworzy to bardzo poważne problemy w osiągnięciu ostatecznego porozumienia w sprawie traktatu i protesty te mogą doprowadzić do kryzysu rządowego i parlamentarnego. Odpowiednio kolejnym krokiem będzie ukształtowanie rządu, który wystąpi przeciwko TTIP lub rozpocznie nową rundę rozmów mających na celu zaostrzenie europejskiego stanowiska w odniesieniu do współpracy”, — powiedział Władimir Szapowałow.Zwrócił on uwagę na fakt, że Stany Zjednoczone opowiadają się za podpisaniem umowy przed rozpoczęciem szeroko zakrojonej kampanii wyborczej w kraju.„Amerykanie śpieszą się. Po tym wszystkim w rzeczywistości jest to ostatnia stawka Obamy. Przed zakończeniem kadencji on chce przejść do historii Ameryki jako człowiek, który zawarł partnerstwo transatlantyckie. Amerykanie będą wywierać ogromną presję na europejskich polityków, w tym także na Merkel i członków jej partii, w celu opracowania TTIP przed kampanią wyborczą w USA. I oczywiście pod tą presją błędy są nieuniknione”, — uważa politolog.Ponadto według niego dalsze zbliżenie Niemiec z USA w rzeczywistości wyklucza możliwość odblokowania polityki Berlina w stosunku do Rosji.„TTIP sprawia, że mało prawdopodobny jest pozytywny rozwój stosunków rosyjsko-niemieckich. A przecież niemiecka gospodarka do niedawna w dużej mierze opierała się właśnie na bardzo ścisłych stosunkach partnerskich i gospodarczych ze wschodnim sąsiadem. Tej możliwości w ramach TTIP nie będzie. Umowa zagraża nie tylko małym i średnim niemieckim firmom, rolnictwu, ale także istotnie pozwala USA odsunąć Niemcy jako kraj, który do tej pory dominował w Europie Zachodniej”, — stwierdził politolog.  


  Chrześcijanie w Państwie Islamskim

 Terroryści z Państwa Islamskiego nałożyli daninę na chrześcijan z Syryjsko-Jakobickiego Kościoła Prawosławnego, mieszkających w miejscowości Karijatein. Chrześcijanom zakazano prowadzić msze i ogolono im głowy, aby można było ich wyróżnić spośród muzułmanów. Zohri Hazaalema, kapłan ze Świątyni Pasa Przeświętej Bogurodzicy w miejscowości Faruza w prowincji Homs opowiedział korespondentowi RIA Nowosti o tym, jak żyją chrześcijanie w Karijatein pod władzą PI i jak udało mu się wraz z jego sojusznikami uratować 172 osoby z rąk terrorystów.  „Terroryści weszli do miejscowości w połowie sierpnia. Do nich również dołączono uzbrojonych bojowników, ale chrześcijanie i muzułmanie mieszkali w zgodzie i nikt tam nie łamał praw innych. Dżihadyści ustanowili swoje prawo, nałożyli na chrześcijan daninę i zmusili nas do życia na granicy śmierci” – zaczął swoje opowiadanie duchowny. Terroryści najpierw ogolili głowy chrześcijan, aby można ich było od razu odróżnić od muzułanów, zauważyć w tłumie. Wszystkich nas nazywają „kafirami” (niewiernymi), na mężczyzn nałożyli roczną daninę w wysokości czterech złotych dinarów (4,25 g czystego złota), zakazawszy odprawiania mszy, zajmowania się handlem i pochówku wedle chrześcijańskich zasad. Miejscowość stała się prototypem obozu koncentracyjnego lub getta dla 277 prawosławnych, z którego bez pomocy z zewnątrz i bez odwagi wydostać się nie sposób. Bojownicy zniszczyli wszystkie cmentarze i świątynie. Zniszczyli cerkiew św. Iliasza, zbudowaną jeszcze w IV wieku. „ISIS w pierwszych dniach po zajęciu miejscowości nakazało tym mieszkańcom Kariatein, którzy ich popierają, wskazać na domy, w których mieszkali chrześciajanie i znaleźć tych, którzy zdążyli ukryć się na najbliższych fermach i w piwnicach własnych domów. My od razu zaczęliśmy szykować się do pomocy naszym ludziom stamtąd” – opowiedział kapłan. Według słów ojca Hazaalema, drugiego dnia pod przykryciem armii syryjskiej i muzułmanów nie popierających średniowiecznych praw ISIS, udało się wyciągnąć z niewoli szesnaście osób. Ostatnia grupa złożona z dziewięciu osób była uratowana pod koniec września. Do tego czasu napięcie w miejscowości wzrosło do granic. Ale z pomocą kapłanowi przyszli beduini, mieszkający na pustyni. Zamaskowali się i przeniknęli do Kariatein, związali się ze swoimi ludźmi w miejscowym podziemiu, zabrali jeńców i poszli z nimi z powrotem na pustynię. Jak udało im się właściwie zrealizować tę ucieczkę, kapłan nie opowiada ze szczegółami, bowiem pozostali jeszcze ludzie, których prawdopodobnie trzeba będzie wydostać tą samą drogą. Według słów kapłana, stosunkowo łatwo jest wyprowadzać z niewoli kobiety – według przepisów „pseudo-szariatu” bojownicy na punktach kontrolnych nie mają prawa patrzeć na paszporty kobiet i na ich twarze, jeśli są one okryte ciemnym materiałem. Ale trzeba wyprowadzać całe rodziny jednocześnie, inaczej terroryści zemszczą się na tych, którzy pozostali. Straceni zostali nie tylko chrześcijanie. „Pięciu muzułmanów zostało ściętych po piątkowej modlitwie w centrum miasta, tylko dlatego, że uznano ich za „kafirów” – wspomina duchowny. Wśród straconych w Karijatein znalazł się jego siostrzeniec, który opowiadał się przeciwko porządkom wprowadzonym przez islamistów. Pozostali w miejscowości prawosławni Syryjczycy są bardzo wystraszeni. Nadal żyją w nadziei na lepsze i wypełniają wprowadzone zasady, skłaniają głowy przy spotkaniu z radykałem. Zakazano im patrzeć w oczy muzułmanów. Nie wolno siedzieć na krześle, a jeśli siedzi bojownik, to według zasad PI, chrześcijanin powinien siedzieć w kucki obok, wyjaśnia kapłan. Ostatnia operacja wyzwolenia jeńców nie powiodła się. Terroryści zaczęli być bardziej uważni, ludzie są przestraszeni, przestraszyli się też ochotnicy, którzy przenikali do zablokowanej miejscowości. Prawdopodobieństwo w jednej chwili zostać straconym stało się przeważającym argumentem. Kapłan, kończąc opowiadanie, powiedział, że prawosławni Syryjczycy, którzy przeżywają nowe prześladowania, jak wieki temu, nie porzucają wiary w Boga i nadal szukają nowych możliwości uratowania swoich współwyznawców.   


  Hiszpania: bez religii w szkołach?

 Idącą w sondażach "łeb w łeb" z rządzącą centroprawicą Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza zapowiada, ustami swojego lidera, Pedro Sáncheza, że po zwycięstwie w grudniowych wyborach wycofa lekcje religii ze szkół publicznych i zakaże ich w szkołach prywatnych. Sánchez jest liderem PSOE, największej opozycyjnej partii w Hiszpanii. Wybory do izby niższej i wyższej hiszpańskiego parlamentu odbędą się 20 grudnia bieżącego roku. Postulat wycofania lekcji religii ze szkół jest częścią programu partii w przekonaniu, której rząd zgodnie z "porozumieniami międzynarodowymi" musi "promować świeckie szkolnictwo." W hiszpańskim systemie edukacyjnym, podobnie jak w polskim, szkoły maja obowiązek zorganizować lekcje religii, ale uczniowie nie muszą na nie uczęszczać.  


 Mamuśka odejdzie?

 Bliscy współpracownicy kanclerz Niemiec Angeli Merkel przyznają, że ona może nie utrzymać się do następnych wyborów w 2017 roku i odejdzie przed końcem kadencji, pisze sprawozdawca Financial Timesa Gideon Rachman. Kryzys migracyjny w krajach europejskich był zwiastunem upadku „ery” niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, pisze Rachman. Jeszcze niedawno kanclerz Niemiec Angela Merkel miała wszelkie powody, aby uważać się za jednego z najbardziej skutecznych polityków na świecie — kanclerz udało się być główną postacią polityczną całego Starego Świata, nie mówiąc już o Niemczech, gdzie trzy razy pod rząd zwyciężyła w wyborach. Teraz, kiedy kraj najprawdopodobniej przyjmie ponad milion uchodźców tylko w tym roku, wcześniej niezwykle wysokie rankingi Merkel zaczynają spadać — narasta niepokój niemieckiej opinii publicznej a także stopień krytyki kanclerz ze strony członków jej partii. „Niektórzy z jej najbliższych współpracowników politycznych przyznają, że Merkel może opuścić fotel kanclerza przed kolejnymi wyborami w 2017 roku. Idea czwartej z rzędu administracji Merkel, szeroko dyskutowana jeszcze kilka miesięcy temu, teraz wydaje się niewiarygodna”, — pisze Rachman. Według niego rząd Merkel wypuścił sytuację uchodźców spod kontroli. Publicznie niemieccy urzędnicy łapali motto kanclerz — „jesteśmy w stanie to zrobić", ale za zewnętrznym entuzjazmem kryła się panika i to nie bez powodów — rosły koszty, z hukiem spadał poziom poparcia społecznego, ranking samej Merkel i na tym tle na pierwszy plan wysunęły się skrajnie prawicowe siły. Zauważył to również niemiecki magazyn Der Spiegel: „Niemcy już teraz to miejsce, gdzie ludzie nie wyrażają swojej nienawiści i ksenofobii”. Niemiecka społeczność już nie przyjmuje argumentów na korzyść przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu, a wręcz przeciwnie — rosną w siłę głosy tych, którzy uważają, że​​uciekinierów będzie zbyt wiele — w ciągu tylko jednego dnia około dziesięciu tysięcy osób podąża do Niemiec, podczas gdy na przykład Wielka Brytania zgodziła się przyjąć 20 tysięcy syryjskich uchodźców, ale przez cztery lata. „Niektórzy wyborcy doszli do wniosku, że „mamuśka” zwariowała utrzymując granice Niemiec otwarte dla skrzywdzonych przez cały świat”, — pisze publicysta FT. Szybko problem ten można byłoby rozwiązać, jak to zrobiono na Węgrzech, — zbudować ogrodzenia na granicy. Do tego Merkel wzywają niemieccy konserwatyści, ale jest mało prawdopodobne, że kanclerz zdecyduje się na takie działania — ona doskonale wie, że decyzja ta jest sprzeczna z najważniejszą dla Unii Europejskiej zasadą swobodnego przepływu osób. Ponadto budowa muru skieruje potok uchodźców na Bałkany, co zdestabilizuje sytuację w regionie.  „Jeśli napływ uchodźców jeszcze przez jakiś czas utrzyma swój obecny poziom i jeśli Merkel będzie nadal nalegać na otwartość granic, ciśnienie na kanclerza i żądanie jej rezygnacji będzie rosnąć”, — uważa analityk. Te dziesięć lat po tym, kiedy Angela Merkel po raz pierwszy doszła do władzy w 2005 roku, z roku 2015 mogą wydawać się błogosławionym okresem dla Niemiec — kraj rozkwitał, był szanowany na arenie międzynarodowej pomimo faktu, że wszystkie problemy na świecie udawało się utrzymać na odległość, podsumowuje Gideon Rachman. Teraz ten „złoty wiek” dobiegł końca.  


 Krym a Kosovo

 Uznanie Krymu za część Rosji przez wspólnotę międzynarodową będzie zależało od wyników operacji wojskowej w Syrii - uważa szefowa Demokratycznej Partii Serbii Sanda Raskovic-Ivic.  „Wszystko tu będzie zależało od Syrii. Jeśli Rosja wszystko zrobi jak trzeba, wówczas kraje UE na pewno zmienią swoją opinię na temat Krymu. Czasami trzeba kogoś pokonać psychologicznie, aby zaczął współpracę" — powiedziała Raskovic-Ivic po wizycie na Krymie.  Serbscy parlamentarzyści w ślad za francuskimi i włoskimi kolegami przybyli na Krym z trzydniową wizytą. W związku z tym ambasada Ukrainy w Serbii wręczyła serbskiej delegacji notę protestacyjną. Sputnik Srbija zadał szefowej serbskiej delegacji, przewodniczącej Demokratycznej Partii Serbii Sandzie Raskovic-Ivic kilka pytań.Jakie są wyniki Pani rozmów z krymskim kierownictwem?Wymieniliśmy doświadczenie i można powiedzieć, otrzymaliśmy poparcie dla przeprowadzenia referendum w Serbii. Chodzi o to, że popieramy powrót Krymu w skład Rosji. Natomiast od tych, którzy w drodze referendum odzyskali Krym, otrzymaliśmy poparcie w kwestii przeprowadzenia referendum w Serbii, którego pytanie sformułowano następująco: czy chcemy dalej prowadzić rozmowy na temat wejścia do UE, nawet za cenę utraty Kosowa?Nie uważa Pani, że Serbia może stracić ważki argument przeciwko niezależności Kosowa, jeśli przyzna, iż Krym stanowi część Rosji?Myślę, że jeśli dla zachowania Kosowa w składzie Serbii będziemy mówić, że Krym jest częścią Ukrainy, to nie osiągniemy sukcesu. Ponieważ ci, którzy obecnie zaczęli nagle opowiadać się za rzekomym „poszanowaniem prawa międzynarodowego" jako pierwsi naruszyli jego zasady i wyśmiali je. Obecnie więc obserwujemy, jak UNESCO chce przyjąć Kosowo, a UE podpisuje z nieuznaną republiką umowę w sprawie stabilizacji i stowarzyszenia.  — Czy Serbia może współpracować z Krymem w sferze gospodarczej, nawet nie uznając jego przynależności do Rosji, jak robi to Turcja?Możliwości są ogromne, doradzałabym serbskiemu rządowi podjęcie konkretnych kroków na rzecz współpracy z Krymem, ponieważ ten półwysep zamieni się w duży plac budowlany. Rosja planuje tu poważne inwestycje — w infrastrukturę, rolnictwo, energetykę, zaopatrzenie w wodę i turystykę. Jest to dobra szansa dla naszych film budowlanych i zakładów. Poinformowano nas o współpracy Krymu i Turcji, uważam, że Serbia powinna wreszcie zacząć pracować na własną korzyść i myśleć o swoich interesach, a nie tylko o to, żeby nie urazić Brukseli czy Waszyngtonu.- Co Pani myśli na temat noty protestacyjnej ukraińskiej ambasady w Belgradzie w związku z tą wizytą?Można było się tego spodziewać, ponieważ ambasada przestrzega polityki swojego państwa, a zgodnie z oficjalnym stanowiskiem Kijowa Krym jest Ukrainą. Przykro mi, że dwa państwa prawosławne konfliktują, lecz Ukraińcy także powinni zrozumieć, że należy działać we własnym interesie, a nie w interesie NATO i USA, które dosłownie nastawiają naród ukraiński przeciwko narodowi rosyjskiemu.    


 Afganistan i broń z Rosji

 W świetle udanej operacji rosyjskich sił zbrojnych w Syrii afgańskie władze zwróciły się do Moskwy o dostawę śmigłowców bojowych i innej broni - podaje RT, powołując się na The Wall Street Journal. Afgańskie siły bardzo potrzebują wsparcia z powietrza w walce z Talibanem i innymi grupami, więc prezydent Afganistanu poprosił Moskwę o dostawy artylerii i śmigłowców bojowych Mi-35 — pisze The Wall Street Journal. Nowa, „siłowa" polityka zagraniczna Moskwy dała afgańskim przywódcom nadzieję, że Rosja wróci do kraju jako sojusznik. Stanie się to świadectwem umocnienia przyjaznych stosunków — zwłaszcza w warunkach wycofania się zachodnich wojsk — podkreśla The Wall Street Journal. Zdaniem periodyku, w warunkach pogarszającej się wewnętrznej sytuacji Afganistan zwrócił się do Rosji, dążącej do „umocnienia roli poważnego gracza na arenie światowej". Amerykańscy urzędnicy uważają, że „Rosja nie upuści tej możliwości" — pisze Wall Street Journal. Pamięć o wprowadzeniu wojsk do Afganistanu jest jeszcze świeża, dlatego ten pomysł raczej nie znajdzie poparcia wśród Rosjan — pisze RT. Ambasador Rosji w Afganistanie Aleksander Mantycki oznajmił, że Rosja udzieli konkretnej pomocy, lecz nie wyśle rosyjskich żołnierzy do kraju. Według słów Mantyckiego, Rosja nie będzie „obciążać się problemem, którego nie rozwiązali Amerykanie i państwa NATO". Rosja uważa Afganistan za strategicznie ważnego gracza: w latach 1990-tych Rosja pomagała przeciwnikom Talibanu — paktowi północnemu. Poza tym Rosja ma bazę wojskową w Tadżykistanie, gdzie znajduje się 201. zmotoryzowana dywizja strzelecka. Według słów ambasadora Rosji w Afganistanie Aleksandra Mantyckiego, Rosja wysłała do Tadżykistanu dodatkowy sprzęt wojskowy. Jednocześnie ambasador zdementował informacje o tym, że Rosja udziela pomocy konkretnym osobom na północy Afganistanu. Tym niemniej wiceprezydent Afganistanu Abdul Raszyd Dustum niedawno złożył wizytę w Rosji, w której trakcie spotkał się z ministrem obrony Siergiejem Szojgu. Strony omówiły także formę i zakres prawdopodobnej pomocy Afganistanowi.  Kabul chce zawrzeć z Rosoboroneksportem dodatkowe porozumienie w sprawie Mi-35. Strona afgańska nie ukrywa, że liczy na bezpłatne dostawy przez Rosję śmigłowców Mi-35, lecz gotowa jest kupić kilka jednostek bojowych samodzielnie.  Wcześniej rosyjskie śmigłowce transportowe Mi-17 dla Afganistanu kupował Pentagon, a Rosja szkoliła afgańskich techników w zakresie pracy z tymi maszynami. Jednak po wydarzeniach na Ukrainie USA zawiesiły tę współpracę — przypomina periodyk. Poza tym, według najnowszych informacji sąsiedni Pakistan również zamierza kupić od Rosji cztery śmigłowce Mi-35.     http://cdn1.img.pl.sputniknews.com/images/131/27/1312772.jpg

 Pierwsza dama Syrii

 W 2008 roku słynne amerykańskie czasopismo uznało małżonkę Baszara al-Assada za „najbardziej elegancką pierwszą damę" na świecie. Od 15 lat u boku syryjskiego prezydenta znajduje się jego małżonka Asma - niezawodne zaplecze i ramię, na którym zawsze może się oprzeć. Za co Syryjczycy lubią swoją pierwszą damę? Takie pytanie zadał tygodnik „Argumenty i fakty". Czas pokazał: siła ducha pani Asmy nie ustępuje jej urodzie. Kiedy w 2013 roku terroryści wdarli się do Sztabu Generalnego w pobliżu domu prezydenckiego światowe media pośpiesznie poinformowały, że „Damaszek padł". W domu prezydenta było słychać wybuchy pocisków, starszy syn-uczeń postanowił, że na zajęcia na pewno nie pójdzie. Był zaskoczony, kiedy mama zaczęła przygotowywać go do lekcji: „Czy mnie nie kochasz? Tam strzelają! Mogą mnie zabić!" — „Pójdziesz do szkoły właśnie dlatego, że Cię kocham. Nie chcę, aby mój syn był tchórzem, powinieneś być wykształcony, a nie taki jak ci, którzy próbują nas zniszczyć". Tę historię pani Asma odpowiedziała w prywatnej rozmowie z Millą Żukowską, wiceprezesem fundacji „Duchowe dziedzictwo św. apostoła Pawła", która od ponad 10 lat współpracuje z Syrią. Syria, którą przed rozpoczęciem działań zbrojnych nazywano wschodnią bajką, słynęła z tego, że pokojowo koegzystowało tam ponad 20 odłamów religijnych. Dla chrześcijan Syria jest ziemią, gdzie głosił kazania apostoł Paweł. Znajduje się tu jeden z najstarszych prawosławnych monastyrów, a 60 km od Damaszku, w miasteczku Malula ludzie do dziś posługują się językiem aramejskim, w którym w ziemskim życiu mówił Jezus. Obecnie w Syrii bez przesady toczy się walka między siłami dobra i zła. Jak powiedziała pani al-Assad, „każdy żywy człowiek w Syrii jest obecnie żołnierzem". Rodzina prezydenta znalazła się w centrum tej wojny. Brat Baszara al-Assada jest oficerem syryjskiej armii, a kuzyn prezydenta zginął podczas starcia z terrorystami. Obecnie ofiary są prawie w każdej syryjskiej rodzinie. „W czasie wojny spotkałam się z 4 tysiącami rodzin. Jedne mają zniszczone domy, drugim zginęli bliscy krewni — powiedziała pani Asma. — Matka, której syn zginął na froncie, mówiła mi: „Owszem, oni (terroryści) zabrali mi syna, mam jeszcze dwóch i poświęcam ich Ojczyźnie!". Biuro pierwszej damy znajduje się na centralnej ulicy Damaszku. Każdy potrzebujący może trafić do niej na spotkanie. Tak jest przez wszystkie lata wojny. Syria ma nadzieję, że Rosja będzie w stanie przełamać sytuację. Pomagając mężowi, pierwsza dama jednocześnie stara się unikać oświadczeń politycznych. Kiedy w ubiegłym roku wizytę w Syrii złożył przewodniczący Cesarskiego Prawosławnego Towarzystwa Palestyńskiego Siergiej Stiepaszyn, Baszar al-Assad poprosił go o przekazanie prezydentowi Putinowi, że nie jest Janukowyczem. „Nie ucieknę. Zostanę do końca" — powiedział al-Assad, podkreślając, że jeśli na Ukrainie język rosyjski wyklucza się z programu szkolnego, to w Syrii rosyjski jest obowiązkowym przedmiotem. Starszy syn prezydenta Hafez już mówi trochę po rosyjsku. Został tak nazwany na cześć swojego dziadka, ojca Baszara al-Assada. Kiedy nastolatek dostał w prezencie modele rosyjskich myśliwców, którymi latał jego dziadek, chłopak od razu ustalił, że jest to „MiG" i po rosyjsku zareagował: „Здорово!", czyli „Fajnie!". Sama pierwsza dama mówi w języku angielskim, francuskim i hiszpańskim. Urodziła się w Londynie, gdzie jej matka pracowała w syryjskiej ambasadzie, a ojciec był kardiologiem. Na urlop rodzice wracali do domu, gdzie jako dziecko Asma poznała Baszara al-Assada, który jest o 10 lat starszy od niej. W 2000 roku Baszar al-Assad został prezydentem Syrii i niebawem para wzięła ślub. Małżeństwo ma dwóch synów i córkę. „Róża pustyni" — tak tłumaczy się imię małżonki prezydenta al-Assada — stała się dla Syryjczyków przykładem wytrwałości. Przez wszystkie lata wojny nie opuszczała cierpiącej Syrii, gotowa do współdzielenia losów swojego narodu.   


  Za gorąco aby żyć

 Globalne ocieplenie i wzrost wilgotności powietrza może doprowadzić do tego, że kraje Zatoki Perskiej staną się niezdatnymi do życia poza pomieszczeniami wyposażonymi w klimatyzację już za 60-70 lat - oświadczyli klimatolodzy. Dalszy wzrost średnich rocznych temperatur i wilgotności powietrza a także wzrost częstotliwości ekstremalnych zjawisk pogodowych może zamienić kraje Zatoki Perskiej w tereny niezdatne do życia ludzi już na początku 2070 roku — twierdzą klimatolodzy w artykule opublikowanym w czasopiśmie Nature. „Jeśli będziemy w dalszym ciągu emitować tak samo dużo gazów cieplarnianych jak obecnie, to do końca stulecia znajdziemy się w sytuacji, kiedy kraje Zatoki Perskiej przekroczą krytyczny punkt i staną się niezdatne do życia ludzi. Stało się to zauważalne wcześniej, niż się spodziewaliśmy, przyczyną tego jest unikatowe połączenie czynników — wilgotności odzwierciedlającej stan wód zatoki i wysokich temperatur" — rozważa Elfatih Eltahir z Instytutu Technologicznego w Massachusetts (USA). Naukowiec razem z partnerem Jeremym Palem z Loyola Marymount University w Los Angeles doszedł do takiego wniosku, analizując zmianę tak zwanej „temperatury mokrego termometru" przez najbliższe 100 lat w krajach Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu. „Temperaturą mokrego termometru" naukowcy nazywają połączenie dwóch czynników — temperatury środowiska i towarzyszącej jej wilgotności powietrza. Oznacza to, że powyżej określonego wskaźnika żaden przedmiot czy żywa istota, w tym człowiek nie będą mogły się schłodzić, wyparowując wilgoć z powierzchni czy ze skóry. A więc, jeśli „temperatura mokrego termometru" przekroczy 35 stopni Celsjusza, człowieka czeka przegrzanie, udar cieplny a nawet śmierć w warunkach braku zewnętrznych źródeł schłodzenia. Obliczenia Eltahira i Pala pokazały, że kraje Zatoki Perskiej przekroczą ten punkt bardzo szybko, w latach 70-tych bieżącego wieku, jeśli liderom krajów członkowskich ONZ nie uda się porozumieć w grudniu tego roku na Paryskiej Konferencji Klimatycznej i emisja gazów cieplarnianych będzie rosła w obecnym tempie. W tym przypadku bezludnymi stanie się wiele dużych miast i miejscowości w regionie — Doha, stolica Kataru, Dubaj i Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, saudyjskie miasto Az-Zahran, irańskie miasta Bandar Mahszahr i Bandar-e Abbas oraz szereg innych obszarów, gdzie „temperatura mokrego termometru" będzie stabilnie przekraczać 35 stopni. W niektórych miastach, na przykład, w Kuwejcie, letnia temperatura w szczególnie gorących sezonach będzie przekraczać 60 stopni. Część tych regionów już teraz boryka się z problemami klimatycznymi — na przykład, w lipcu tego roku temperatura w niektórych irańskich i irackich miastach przekraczała 48-50 stopni w dzień i 30 stopni w nocy, zbliżając się do psychologicznie niebezpiecznego wskaźnika 34,6 stopnia w skali „mokrego termometru".Przyczyną tego jest unikalne połączenie czynników przyrodniczo-geograficznych Bliskiego Wschodu:  w upały wody niegłębokiej Zatoki Perskiej silnie się nagrzewają, aktywnie parują i zwiększają wilgotność powietrza do maksimum.   


 Plany rosyjskich kosmonautów

 Rosyjscy kosmonauci udadzą się na Księżyc i wylądują na jego powierzchni w 2029 roku - poinformował na konferencji ds. technologii kosmicznych szef Korporacji Rakietowo-Kosmicznej Energia Władimir Sołncew. Jednocześnie autonomiczny lot na Księżyc został już zaplanowany na 2025 rok. Lot rosyjskich kosmonautów i lądowanie na Księżycu zaplanowano na 2029 rok — oświadczył szef korporacji Energia Władimir Sołncew: „Rok 2029, lot człowieka na Księżyc i lądowanie na nim" — powiedział szef zakładu, produkującego jedyne w tej chwili statki załogowe serii Sojuz, transportujące ludzi na Międzynarodową Stację Kosmiczną (MSK). Sołncew podkreślił, że na 2021 rok zaplanowano rozpoczęcie lotów nowym statkiem kosmicznym, wykonanym z użyciem materiałów kompozytowych i przeznaczonym do lotów na Księżyc, w 2023 roku — start i cumowanie tego statku do MSK, na 2025 rok zaplanowano autonomiczny lot na Księżyc i opracowanie technologii, związanych z wysłaniem tam kosmonautów. Zgodnie z koncepcją projektu, księżycowy kompleks startowy zapewni transport załogi składającej się z czterech osób z orbity księżycowej do docelowego rejonu na powierzchni Księżyca, a także z powierzchni satelity na orbitę księżycową. Długość pobytu załogi na Księżycu wyniesie co najmniej 14 dni. Do tej pory na Księżycu lądowali tylko Amerykanie. Astronauci NASA w ramach misji Apollo w okresie 1969-1972 sześciokrotnie lądowali na powierzchni satelity Ziemi.  


 Gdzie jest Karl Waldman?

 Skandal w Galerii Nowych Mistrzów w Dreźnie, związany z artystą Karlem Waldmanem. W świecie malarstwa wybuchł kolejny głośny skandal. Ze ścian Galerii Nowych Mistrzów w Dreźnie musiały pilnie zostać usunięte prace słynnego artysty Karla Waldmana. Zrobiono to ze względu na wątpliwości co do oryginalności nie tylko eksponowanych kolaży, ale również samego artysty, który być może nigdy nie istniał, ale obrazy którego za realne pieniądze kupowały realne aukcje i muzea. A więc, kim jest Karl Waldman? Wyszukiwarka internetowa od razu zaprowadza nas do muzeum online. To tyle. Biografia mistrza, którego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w kilkunastu krajach, mieści się w dwóch linijkach. Urodził się w Dreźnie, obecne miejsce pobytu nie jest znane, po upadku Muru Berlińskiego pewien Polak sprzedał zachodniemu dziennikarzowi na pchlim targu 1200 (!) prac geniusza. W tę legendę wierzono. Natomiast teraz ci, którzy kupili prace Waldmana, w tym rzekomo były szef domu aukcyjnego Christie's, są wyśmiewani w internecie. Żarty żartami, a osobowością Karla Waldmana zainteresowała się prokuratura Drezna. Śledczy próbują ustalić, kto przez wiele lat wprowadzał w błąd całe środowisko artystyczne. Chodzi o to, że miejskie archiwum o osobie o takim imieniu… nic nie wie. Starszy prokurator Drezna Lorentz Haase poinformował, że rozpoczęło się przesłuchiwanie świadków. Jednym z nich jest właściciel galerii w Belgii Paskal Polar, który promuje obrazy Waldmana. „W ogóle nie rozumiem, o czym tu można mówić — oburza się Polar. — Fałszowanie to przywłaszczenie obcego nazwiska, ale tu nie o to chodzi, nie mówię przecież, że jest to Rodczenko czy Majakowski. Jest to Waldman, czyli to nie jest podróbka. Jeszcze mówi się, że Waldman został wymyślony. Jednak pojęcia wymysłu nie da się zastosować wobec człowieka" — mówi. Czy zgodzi się z takim interesującym podejściem prokurator Drezna? Przecież kolekcjonerzy kupowali prace artysty z pewną biografią. Przy czym Waldman od lat był wystawiany na najróżniejszych aukcjach, i do pewnego czasu nikt niczego nie podejrzewał. „W Europie płótna o wartości do 5 tys. euro nie wymagają żadnej ekspertyzy — wyjaśnia dyrektor portalu poświęconego inwestycjom w sztukę Konstantin Babulin. — Tak samo jak ze sprzedażą monet przez internet: jeśli cena monety wynosi powiedzmy 3 tys. rubli nikogo nie będzie interesowała żadna ekspertyza. Ludzie kupują, niekiedy nawet zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej są to fałszywe rzeczy".  Czy uda się ustalić autora kolorytowych kolaży?.. Na razie nie ma nawet najmniejszej wskazówki, kto to może być. Zresztą, skandal jest artyście „do twarzy", tak samo jak tajemniczość…