ANALIZA: Udana interwencja rosyjska w Syrii może jednak w dłuższej perspektywie rozbić się o mur wrogości ze strony USA i ich sojuszników.
Obserwatorzy ze Wschodu i Zachodu nie mają wątpliwości: rosyjska operacja w Syrii okazała się wielkim sukcesem taktycznym i politycznym. Trwające od 30 września codzienne ataki lotnicze, wymierzone nie tylko w Państwo Islamskie, ale także w inne grupy tzw. „umiarkowanych terrorystów” w zachodniej i północno-zachodniej Syrii, głównie Dżabhat an-Nusra, już po tygodniu osiągnęły szereg celów, które obecnie są umacniane. Naloty wzmocniły pozycje i morale syryjskich wojsk rządowych niejako wymuszając na nich podjęcie szeroko zakrojonej ofensywy. Rosja zademonstrowała nimi, że nie dopuści do klęski Assada w wojnie domowej, przez co dała sygnał swoim sojusznikom na całym swiecie, że potrafi ich wiernie bronić. Ograniczyła też swobodę działania amerykańskiego lotnictwa i kierowanej przez Waszyngton koalicji w syryjskiej przestrzeni powietrznej. Moskwa dała całemu swiatu mocny i wyraźny sygnał, że bez jej udziału i zgody rozwiązanie kryzysu w Syrii jest niemożliwe.
W samej Rosji operacja jest przedstawiana w mediach i powszechnie odbierana przez Rosjan jako widomy znak odzyskania przez Rosję statusu globalnego mocarstwa. Jest to pierwsza militarna interwencja Rosji poza obszarem postsowieckim po rozpadzie ZSRR. Władimir Putin osiągnął wśród swych rodaków rekordowy poziom uwielbienia i aprobaty społecznej, sięgający 90%, co wskazują badania WCIOM z 17–18 października.
Na tle tych sukcesów nastąpiło kilka dalszych zdarzeń, które je dyskontują. 21 października prezydent Władimir Putin spotkał się na Kremlu z prezydentem Syrii Baszarem al-Assadem, dla którego była to pierwsza zagraniczna podróż (wraz z małżonką) od 2011 roku. Trudno o lepszy sygnał odzyskiwania przewagi i kontroli nad sytuacją w Syrii.
Równolegle do tego rosyjska dyplomacja prowadzi w ostatnich dniach intensywne konsultacje i działania w sprawie Syrii. M.in. 23 października minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow uczestniczył w spotkaniu z amerykańskim sekretarzem stanu, ministrami spraw zagranicznych Turcji i Arabii Saudyjskiej oraz szefową unijnej dyplomacji. Wcześniej natomiast, 20 października Ministerstwo Obrony Rosji podpisało memorandum z Departamentem Obrony USA w sprawie unikania incydentów pomiędzy siłami powietrznymi Rosji i antyterrorystycznej koalicji zachodniej w przestrzeni powietrznej Syrii.
Jak się wydaje, głównym celem Kremla jest obecnie znalezienie takiej formuły dyplomatyczno-politycznej, która z jednej strony pozostawiłaby u władzy prezydenta Assada, a jednocześnie pozwoliłaby państwom NATO zachować twarz w obliczu faktycznej porażki ich syryjskiej strategii. Tak należy odczytywać złożone w Moskwie deklaracje Assada o gotowości do zmiany konstytucji i przeprowadzenia nowych wyborów oraz rosyjskie oferty skierowane do syryjskiej opozycji aby wspólnie z rządem stanęła do walki przeciw Państwu Islamskiemu. Zarówno Rosja jak i Iran uważają, że siły skupione wokół Assada powinny stanowić rdzeń nowego ładu politycznego w Syrii i główną siłę w walce z Państwem Islamskim. Wygląda na to, że ten postulat napotyka na coraz słabszy opór po stronie Europy Zachodniej, choć nadal na stanowcze weto ze strony USA, Arabii Saudyjskiej, jej sojuszników i wasali, oraz Turcji Erdogana.
Wobec takiej postawy sąsiadów Syrii i ich patronów zza oceanu, nie wydaje się niestety, aby interwencja rosyjska mogła doprowadzić w przewidywalnym czasie do istotnego przełomu w wojnie domowej albo do zmuszenia opozycji, podobnie jak Waszyngtonu, Rijadu czy Ankary, do przyjęcia powyższych rozwiązań. Można założyć, że przynajmniej niektóre z tych podmiotów prowadzą grę na zmęczenie i wyczerpanie. Ostatecznie największy rachunek i tak płaci za wszystko Syria.
Ponieważ ze względu na żywą nadal w społeczeństwie rosyjskim pamięć o nieudanej interwencji w Afganistanie Kreml nie może pozwolić sobie na znaczące zwiększenie zaangażowania militarnego w Syrii, a w szczególności na użycie sił lądowych, rosyjska operacja w dłuższej perspektywie może grozić politycznym i militarnym patem. Oznacza to, że spektakularne, ale jedynie taktyczne sukcesy z użyciem bardzo skutecznego lotnictwa mogą nie doprowadzić do strategicznego zwycięstwa, czyli ustania działań wojennych o dużej intensywności, ani do normalizacji sytuacji w Syrii przynajmniej na tyle, aby uchodźcy mieli gdzie wracać. Na Bliskim Wschodzie i na Dalekim Zachodzie są siły, które nie chcą do tego dopuścić.
Putin, może wymusić ugodę na małych i nie radykalnych organizacjach, zbrojnej opozycji w Syrii. Większe, mające wsparcie ze strony innych państw, będzie trzeba zniszczyć.
Na razie naloty niszczą strukturę dowodzenia i logistyczną ugrupowań walczących na zachodzie Syrii. Ofensywa Syryjskiej armii, spycha w kierunku granicy z Turcją.
Zapowiada się krwawa wojna w Syrii, na wiele lat. Lecz opozycji spod znaku "Wolnej Armii Syryjskiej", nie podniesie się z tego. Wzrośnie znaczenie al-Kaidy i Kalifatu, ich kosztem.
... hehehe, jak bojowniki spierpapier...."Kto groził Rosji i Putinowi, on pierwszy ucieka, ot suka sprinter. Jeb...ny Achmed. Kompletny idiota. On by jeszcze Kadyrowi groził."
Widzisz Bogusławie, oni ci isisowcy mocni w gębie a na myśl o Kadyrowie... to już całkiem łoł! Pełne gacie!
A Kadyrow doczekać się nie może wojaczki. Putin na razie go wstrzymuje.
Tak więc, ja bym Rosji nie przekreślał.
A USA jak na razie ustąpiło Rosji w sprawie Assada i łaskawie pozwoliły mu pozostać na stanowisku prezydenta.
Wszelkie dyskusje na płaszczyźnie władz politycznych krajów , tracą sens. Wszyscy widzą że sens logiczny wzajemnego oddziaływania struktur państwowych różnych krajów względem siebie jest nieprzewidywalny. Mapa polityczna świata wygląda zupełnie inaczej niż ta , którą się publikuje w mediach i innych źródłach poznawczych ( szkolnictwo). Żyjemy w świecie iluzji, jesteśmy programowani przez media i inne nie znane nam mechanizmy techniczno- psychologiczne .
Można dojść do logiki działań po odkryciu składników funkcji, a potem zbadaniu przebiegu tej funkcji.
Działa również Iran i Liban. Ja bym się wcale nie zdziwił, gdyby nagle ktoś zestrzelił amerykański samolot wojskowy, naruszający przestrzeń Syrii, albo z terenu Jordanii może zostać wystrzelonych kilka rakiet na pola naftowe Arabii Saudyjskiej lub Kataru.
Arabia Saudyjska i Katar mogą fikać sobie, a nie Rosjanom. Rosjanie nie zawahają się przed zbombardowaniem celów na ich terytorium, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Jednak obecnie juz dzieją się inne,okołowojenne sprawy.Zamówienia na sprzęt wojskowy.W kolejce wiele krajów co przy spadku cen ropy ,będzie zastrzykiem dla gospodarki rosyjskiej.I w tym wypadku nie mówimy ze wyeksportowano ropy za 2 miliardy, bo wtedy do budzetu trafia niewielka część.Mówimy ze Rosja wyeksportowała broń za 2 miliardy i wszystko poszło w budzet.Bo jak wiemy rosyjskie potentaty zbrojeniowe są państwowe.
strategia Rosji zaangażowania się w Syrii jest genialnym posunięciem, uzględniającym multum zależności i spraw, regionalnych i globalnych. I tak Rosja mogłaby się w Syrii zaangażować militarnie, co może nie byłoby odebrane dobrze przez co niektórych sprzymierzeńców, dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem jest zaangażowanie się lokalnych sił z nieograniczoną reserwą ; też Rosja może się teraz obawiać ataku USA na swoje własne terytorium, czemu zbytnie rozproszenie własnych sił osłabiłoby Rosję. Angażując się w taki sposób, bronią wysokiej technologii, a nielicznym wojskiem, przyczynia się zdecydowanie do pokonania Islamistów, jak i wywołuje niesamowity odgłos swojej skuteczności. Lecz USA nie da się przegonić z Bliskiego Wschodu ot tak. Przecież oni weszli w konfrontację z Rosją, ażeby ją sobie podporządkować, „święcie” oburzeni i ździwieni (konferencja w Australii np), że taka to sobie Rosja, jakieś prowincjonalne mocarstwo, jeszcze wczoraj leżące zakurzone na półce, śmie przeciwstawiać się jedynemu, najsilniejszemu hegemonowi. USA jeszcze w ostatnim tygodniu dozbrajała Islamistów różnych maści, a teraz miałaby i nimi walczyć: np. jest zapowiedź ataku USA na główną siedzibę ISIS w płn-wsch Syrii wraz z tzw. umiarkowaną opozycją – to wygląda na wejście do tego miasta i natychmiastowe przemianowanie ISIS na umiarkowanych. No i to chyba jest narazie strategia USA. Lecz ponieważ USA nie pogodzi się z faktem straty Bliskiego Wschodu, na swoich bandytów nie ma co liczyć zbytnio, więc sama tam wkroczy, podstawiając bandytów za umiarkowanych. I wtedy Rosja ma problem: uderzać na bandytów, czy udawać, że to są umiarkowani, ponieważ z nimi są wojska USA. Fakt że USA działa wbrew prawom międzynarodowym nic tu nie zmieni, gdyż prawo USA do agresji i mordu nie jest w USA i Europie kwestionowane i ponad prawem międzynarodowym. No i właśnie z tego wynika, że Rosja i Chiny nie mogą tego zaakceptować, muszą żądać wycofania się USA z Syrii, gdyż oczywiste jest, że staną się jej następną ofiarą – lepiej jest walczyć na nie swoim terytoriu, tak długo, jak się da. To chyba znaczy, że konfronracja USA i Zachodu w Syrii z Rosją i Chinami zdaje się być nieunikniona.
Mozemy sie tylko domyslac po co Usa sprzedaly za Klintona technologie rakietowe Chiną z pewnoscia nie po to by doleciały do nowego jorku................
Mój kometarz oparłem na anologii i historycznych opisów, działania Rosjan. Taktyka Rosjan, polega na scenariuszu, ktory został stworzony by podbić Kaukaz w XIX wieku. Rosjanie, nie mogąc podbic kaukazkich górali, zastosowali metodę kija i marchewki. Poparli małe klany w ich starciu przeciw wiekszym. Swoich zwoleników przekupywali korzystnymi traktatami, a przeciwników niszczyli. I tak podbili Kaukaz.
Podobną metodę, zaczęto stosowac w Afganistanie. Gdy brutalna siła nic nie dała, a Amerykanie dostarczyli ręczne rakiety przeciwlotnicze. Wykożystując podziały plemienne i religijne udało im się spacyfikować północ Afganistanu. Na drodze sukcesowi na Pasztuńskim południu, staneło ekonomiczne bankructwo ZSRR. Mudzichadinom zajeło przeszło cztery lata, by zająć Kabul po wycofaniu się Sowietów. I to tylko, że zbuntowały się oddziały Tadżyków i Uzbeków.
Czeczenia, tu też, po przez układ z klanem Kadyrowów, Putin podbił Czeczenie w drugiej wojnie czeczeńskiej.
Bogusław Jeznach
Dzielić się wiedzą, zarażać ciekawością.