CO PISZĄ INNI: Rozmowa korespondenta radia Sputnik Leonida Sigana z politologiem i publicystą Konradem Rękasem (na Neonie: Chart).

 

Kalendarz jest nieubłagany. Kartki z datami migają jedna z drugą. Nastał czas na pewne podsumowania. Jak Pan widzi rok 2016, jeśli chodzi o polską politykę wschodnią?

Niestety, był to rok dalszego regresu polskiej polityki w ogóle, polityki zagranicznej, a polityki wschodniej w szczególności, czy jedynie jej namiastki. Trzeba podkreślić, że rząd polski, dla którego ten rok był rokiem dziewiczym, z którym zwłaszcza poza granicami Polski wiązano pewne nadzieje na zmiany, na mocniejsze postawienie sprawy racji stanu i interesu narodowego Polski, w żaden sposób tych nadziei nie spełnił. Przed tym, zresztą, analitycy już rok temu przestrzegali. Rząd Beaty Szydło kierowany w istocie z drugiego siedzenia przez Jarosława Kaczyńskiego, z Witoldem Waszczykowskim na czele dyplomacji i Antonim Macierewiczem na czele polityki militarnej, niestety realizował niepolskie interesy, zwłaszcza na polu dyplomatycznym.

Rząd w Warszawie jest tylko prostym przełożeniem polityki amerykańskiej, a oprócz tego, i tym różni się od poprzednich gabinetów w Polsce, że jeszcze dodatkowo mnożącym konflikty. Dodatkowo przysparzającym Polsce wrogów, przeciwników i krytyków na arenie międzynarodowej. To rząd bardzo, ale to bardzo amatorski na polu dyplomatycznym. Bardzo niezgrabny we wszystkich swoich wysiłkach międzynarodowych. Mocno spóźniony w swoich reakcjach i, niestety, wyjątkowo nieudolny. Polska w żaden sposób nie wykorzystała pewnego handicapu związanego ze zmianą gabinetu, nie „przeartykułowała" swojej polityki wobec Ukrainy. Wręcz przeciwnie, brnęła dalej w mnożenie wydatków i bezkrytyczne popieranie coraz bardziej podupadającej junty kijowskiej. W żaden sposób nie wykorzystała okazji do otwarcia w relacjach z Rosją, do czego Moskwa i osobiście Władimir Putin parokrotnie Warszawę zachęcały. Nieśmiałe gesty wobec Mińska to za mało, żeby mówić o jakiejś strategicznej zmianie nastawienia Polski wobec Białorusi. Całkowicie odpuszczono sprawy polskie na odcinku litewskim, pozostawiając mniejszość polską jak zwykle samą sobie. Tymczasem, jako fałszywą alternatywę, podstawiano ciągle uganianie się za mrzonką Międzymorza, nadmierne nadzieje z reaktywowaniem takich inicjatyw jak Grupa Wyszehradzka itp.

Oddawano się dyplomacji bankietowej, dyplomacji pozornej, ekscytując się kolejnymi nieistotnymi dekoracyjnymi wyjazdami prezydenta Dudy, uściskami rąk i bliższymi kontaktami wyłącznie z takimi samym podżegaczami wojennymi, jak przywódcy Litwy, państw bałtyckich czy inni namiestnicy amerykańscy na teren Europy Środkowej. Nie brano dobrego przykładu z takich polityków jak przywódcy Czech, Węgier i Słowacji. Był to niestety rok regresu polskiej dyplomacji, dalszego spadku znaczenia Polski na arenie międzynarodowej.

 

Ukraina. Poważny czynnik w klimacie politycznym i w Europie i za Oceanem. Co rokuje nam rok 2017 z uwagi na wizję Ukrainy w Unii Europejskiej, szczególnie po przyjęciu deklaracji w sprawie Umowy Stowarzyszeniowej i w związku z wyborem prezydenta Stanów Zjednoczonych?

Jak można traktować poważnie państwo, które w tej chwili żyje takim życiowo poważnym problemem, czy sławetna Nadia Sawczenko jest, czy nie jest rosyjską agentką? Takiego państwa nie można taktować poważnie. Ukraina to nie państwo, to serial satyryczno-farsowy. Nie miejmy złudzeń. Ukraina nigdy nie będzie członkiem Unii Europejskiej nawet Unii w obecnym kształcie. Nie będzie nawet członkiem NATO. Ukrainę nieuchronnie czekają bardzo poważne przeobrażenia. I w tej chwili istnieje pytanie: czy w wyniku, na przykład, kolejnego Majdanu, czy też umowy między głównymi mocarstwami Ukraina zacznie powoli się racjonalizować i powróci na drogę bardziej zrównoważonej polityki wewnętrznej i międzynarodowej? Do tego ciągle jeszcze znalazłyby się takie ośrodki polityki ukraińskiej, które byłyby w stanie uratować tę upadającą państwowość.

Czy też Ukraina rozpadanie się na szereg mniej lub bardziej powiązanych organizmów politycznych — jednych ideologicznych, drugich czysto oligarchiczno-finansowych, czego mamy też sygnały. Ostatnie dalsze pogorszenie relacji między prezydentem Poroszenką, a grupą finansowo-polityczną oligarchy Kołomojskiego wskazuje, że fragmentacja Ukrainy postępuje. Informacja o tym, że kolejne obwody mogą być od Ukrainy oderwane i stać się quasi suwerennymi państewkami, pokazuje, że mamy u wschodnich granic Polski coś w rodzaju europejskiej Somalii. Ukraina pozostaje nie tyle punktem istotnym dla polityki europejskiej, ile wielkim europejskim nieporozumieniem, wielką europejską zagadką. Ja, jako historyczny przyjaciel narodu ukraińskiego i sympatyzujący ze wszystkimi tendencjami do uzdrowienia tamtejszej sytuacji, z dużym niepokojem i zmartwieniem patrzę na wydarzenia za Bugiem. Uważam, że Ukraina jest w stanie znaleźć w sobie siłę do wewnętrznej poprawy. Ale niestety jeszcze przez ten rok, być może, Ukraińcy będą musieli mocno dostać w kość, żeby w końcu zrozumieć, w jak głębokie bagno zostali wepchnięci.

 

Czy Stany Zjednoczone, wybór Donalda Trumpa mogą w jakiś sposób wpłynąć na pewne zmiany, które mogłyby nastąpić na Ukrainie?

Ja, przede wszystkim, zawsze staram się chłodzić, studzić nadmierne nadzieje związane ze zmianą na stanowisku prezydenta USA. Przypomnę, że już od kilku dekad sytuacja polityczna w USA przypomina trochę schyłek rządów Leonida Breżniewa w ZSRR. To nie jest przywództwo jednoosobowe, jeśliby to nawet tak wyglądało. To są złożone grupy interesów i gry sił, które frontman, prezydent, reprezentuje, natomiast z pewnością nie kieruje tym wszystkim jednoosobowo. Prezydentura Trumpa to zwiększenie wpływów tego ośrodka polityczno-gospodarczego w USA, który stawia na odbudowę rynku wewnętrznego, zwiększenie rywalizacji ekonomicznej z Chinami. Nie jest to z pewnością wyraźny odwrót od myślenia imperialistycznego w Stanach Zjednoczonych. To jest inne rozłożenie akcentów. O tym powinny pamiętać wszystkie te państwa, te narody, które są zainteresowane dekompozycją hegemonii światowej USA, budową świata wielobiegunowego.

Jeśli chodzi o Ukrainę, prezydentura Trumpa może oznaczać wymianę ekipy kijowskiej powiązanej z administracją Obamy. Ludzie Poroszenki mogą spodziewać się dymisji, jakiejś zupełnie spontanicznej wymiany kadrowej. Widać, że wiatr w żagle łapie znowu Tymoszenko, być może inni politycy ukraińscy. Powtórzmy, Ukraina nie jest krajem samodzielnym, jest sterowana przez dalszy garnitur urzędniczy z Waszyngtonu, a więc zmiana administracji tylko w tym kształcie może wpłynąć na losy Ukrainy. Ukraina może też być przedmiotem targu czy argumentem w stosunkach z Rosją. Poprzednia administracja, jej zaplecze finansowo-przemysłowe wiązały z nią swoje interesy. Nowa ekipa będzie patrzeć raczej w stronę Pacyfiku, bardziej w stronę interesów na obszarze Dalekiego Wschodu. W końcu zainteresowanie Ukrainą może spaść, a to, z jednej strony, może oznaczać odprężenie i mniejszy nacisk na eskalację wojenną na Ukrainie, a z drugiej strony, zapomniana przez swoich hegemonów Ukraina może tym bardziej pogrążyć się w wojnę.

 

Czy widzi Pan jakieś światełko w końcu tunelu, jeśli chodzi o relacje polsko-rosyjskie?

Takim elementem nadziei, bo przy okazji Świąt i końca roku wypada mówić o nadziei, jest wciąż wyciągnięta w stronę Polski ręka rosyjska. To deklaracje prezydenta Putina i innych polityków rosyjskich mówiące o tym, że normalizacja stosunków z Polską jest możliwa i jest wręcz konieczna, bo gorzej już być nie może. Patrząc natomiast na polityków warszawskich, polityków III Rzeczypospolitej, o ten optymizm jest bardzo, bardzo trudno. Niezależnie od zmian, które zachodzą w Waszyngtonie, powolność myślenia zarządców sił polskich jest tak duża, że reaguje z dużym poślizgiem czasowym, nie chcąc zauważać, że świat zmienia się, że nie skupia się na tym, co uroiło się w głowie ministra Macierewicza czy Waszczykowskiego, a raczej pomija te dziwne wykwity.

Niestety w zakresie stosunków polsko-rosyjskich pozostaję nadal pesymistą. Jest wykonywana ogromna robota, mająca na celu skłócenie naszych państw. Na szczęście, nieskutecznie, ale wciąż pracuje się nad straszeniem narodu polskiego Rosją. Wciąż nie bacząc na straty, koszty związane z wojną ekonomiczną, relacje polsko-rosyjskie są eskalowane w bardzo złym kierunku. Dopóki nie dojdzie do pozytywnego przesilenia  politycznego w Polsce, dopóki nie nastąpi jakaś realna wymiana elit politycznych, odsuwająca polityków zaangażowanych w bezkrytyczne popieranie Ukrainy i słuchanie rozkazów Zachodu, dopóty lepszych relacji polsko-rosyjskich nie będzie. Co, oczywiście nie zwalnia wszystkich normalnie myślących z tego, aby na rzecz takich relacji pracować, wspierać je, starać się, aby były one lepsze, chociażby na płaszczyźnie międzyludzkiej.